Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Żelazna Dama

AND THE OSCAR GOES TO… 

Żelazna Dama (od 9 marca w kinie Sokół) to doskonały przykład filmu, w którym świetna gra aktorska po raz kolejny musi ratować słaby scenariusz. Meryl Streep – wciela się w rolę Margaret Thatcher, pierwszej kobiety premier Wielkiej Brytanii. Film ukazuje Thatcher jako osobę w podeszłym wieku, cierpiącą na demencję, często powracającą myślami w przeszłość do swojej młodości, początków kariery politycznej; wspomina konflikt zbrojny o Falklandy i przybliża nastroje towarzyszące obranemu przez nią sposobowi prowadzenia polityki ekonomicznej.

Streep wypadła fenomenalnie. Po raz kolejny udowodniła, że potrafi całkowicie oddać się kreowanej przez siebie roli, wejść w rys charakterologiczny postaci, angażując w grę cały organizm, całą siebie. Aktorka czerpie garściami ze sposobu mówienia, doboru zarówno akcentu, jak również charakterystycznej dla Thatcher intonacji. Zupełnie przyziemne sprawy, jak chociażby sposób chodzenia, utrzymywanie konkretnej postawy ciała, to wszystko sprawia, że momentami mamy wrażenie faktycznego obcowania z „Żelazną Damą”, a nie profesjonalną aktorką. Była pani minister zasłynęła ze swojego twardego i bezkompromisowego stanowiska. Streep zdaje się potwierdzać jej całkowite oddanie – oddanie własnym zamiłowaniom i pasjom, miejscami delikatnie sugerując, że pod tą całą fasadą nieustępliwości i oddania, kryje się zwykła, ludzka niepewność – wątpliwość, co do słuszności podejmowanych decyzji.

Wybierając się na film z Meryl Streep w roli głównej, bierzemy z pewnik, że po raz kolejny będziemy świadkami wyśmienitej kreacji o złożonej strukturze. Co do tego nie może być wątpliwości. Jednak Żelazna Dama udowadnia, że Streep nadal potrafi być zaskakująca w swojej genialnej przewidywalności; nadal poszerza arsenał nowych sztuczek, którymi jeszcze nie raz nas zaskoczy.

Niestety na płaszczyźnie fabularnej, najnowsze dzieło Phyllidii Lloyd wypada słabo. Sam film może nie jest zły – jest po prostu nieprzemyślany. Można wypunktować dwie często pojawiające się wady, które burzą porządek zdawałoby się wybitnej biografii filmowej, wyprowadzając ją na manowce głównych zdarzeń. Po pierwsze, w filmie jest o wiele za dużo scen, w których to Thatcher – w zaawansowanym stadium demencji, rozmawia ze swoim zmarłym mężem Denisem. Te sceny wyglądają zawsze podobnie: Thatcher coś mówi – on odpowiada, następuje odjazd kamery; widzimy pokój w całej okazałości – jednak już bez Denisa. Czym motywowali się twórcy filmu, poświęcając tyle czasu na ten jeden wycinek z jej życia, pomijając rzeczy inne, być może ważniejsze w kontekście filmu biograficznego?

Kolejną – w moim odczuciu poważną wadą filmu jest zestawienie kluczowych dokonań „Żelaznej Damy” w szybkim montażu. Chociażby konflikt zbrojny o Falklandy, któremu poświęcono trzyminutowy wycinek filmu, gdzie autentyczne materiały filmowe przeplatają się ze wzniosłymi przemowami Margaret Thatcher, bądź konsultacjami w gronie doradców. Jej polityka podatkowa, która miała faworyzować bogatych kosztem ubogich, jest w samym filmie zarysowana pobieżnie. Widzimy rozsierdzony tłum, oblegający limuzynę premier Thatcher, walący pięściami w szyby jej wozu. Następnie kilka ujęć przedstawiających zamieszki – i tyle. Zastosowanie takiego, niezbyt fortunnego montażu, spowodowało spłycenie całej wymowy przedstawionych wydarzeń historycznych. Nawet jeżeli znamy te fakty historyczne, ujęcie ich w pełnym wymiarze byłoby bardziej interesujące, niż ciągłe powroty do demencyjnych halucynacji.

Na szczęście Żelazna Dama ma Meryl Streep. Swoją fenomenalną grą aktorską oddaje zaciętość Margaret Thatcher, jak również jej nieustępliwość w sprawach istotnych. Czy warto wybrać się na Żelazną Damę do kina? Ciężko powiedzieć. Streep – w roli Margaret Thatcher, po raz kolejny wzniosła się na wyżyny kunsztu gry aktorskiej; więc jeżeli jesteście fanami aktorki, to zaręczam, że nie będziecie chcieli przegapić tego widowiska. Sam film ma swoje momenty, jednak nie jest ich na tyle dużo, ani też nie są na tyle intrygujące, aby zapisały się w pamięci na dłużej, niż na czas seansu.

Ocena: 5/10 (przeciętny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz