Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Moneyball

RACJA

Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza! – Adaś Miauczyński

Lubię filmy sportowe, w których potencjalnie przegrana drużyna, za wszelką cenę próbuje poprawić swoją beznadziejną sytuację, żyje nadzieją wygranego meczu – meczu, którego stawka niesie za sobą niewyobrażalne znaczenie – wszystko albo nic. Moneyball (od 16 marca w kinie Sokół) oprócz powyższego toposu, tak ogranego w filmie, fabularnie osadzony jest na peryferiach świata drużyny baseballowej, a nawet samej dziedziny sportu. Akcja filmu częściej rozgrywa się wewnątrz samego klubu Oakland Athletics, w jego biurach, szatniach, na korytarzach niż na placu gry, a gra pełni w nim rolę wyłącznie ekspozycyjną, torującą drogę wewnętrznym, pozameczowym machinacjom. Na tym polu, film wydaje się być dziełem nowatorskim. Osobiście nie pamiętam filmu sportowego o podobnej strukturze fabularnej – i to jest jego największą zaletą.

Adaptacja powieści Moneyball: The Art of Winning an Unfair Game autorstwa Michaela Lewisa, przedstawia historię managera klubu baseballowego Oakland Athletics Billy'ego Beane'a (w tej roli Brad Pitt). Poznajemy go zaraz po tym, jak jego drużyna rozpoczyna kolejny z rzędu sezon i musi stawić czoła poważnemu przestojowi w grze, co skutkuje serią wielu porażek. Dodatkowo, roczny preliminarz wydatków – o wiele mniejszy, niż pozostałych drużyn w MLB, nie starcza na opłacenie wynagrodzeń swoich czołowych zawodników, nie mówiąc już o zakupie nowych. Jakby tego było mało, wkrótce główny trzon zespołu – Jason Giambi i Johnny Damon – zostaje podkupiony przez drużyny ze szczytu tabeli. Jednak w trakcie prowadzonych negocjacji z innym klubem podczas okienka transferowego, Beane poznaje Petera Branda (Jonah Hill), świeżo upieczonego absolwenta ekonomii z Yale. Brand nie do końca rozumie idei baseballu, ale rozumie cyferki. Jego całkowite oddanie liczbom i dogłębna wiara w to, co sobą reprezentują, jest godna podziwu. Przedstawia Beane’owi swoją teorię, wykorzystującą zaawansowane analizy komputerowe w kontekście wyceny zawodników, co wywraca do góry nogami ustalony prządek rzeczy w świecie baseballu. Beane bez chwili wahania zatrudnia Branda na stanowisko swojego asystenta; wierzy w jego teorię, a przynajmniej chce w nią wierzyć. Nie ma wyboru. Innego zdania jest łowca talentów, jak również trener Oakland Athletics Art Howe (w tej roli zawsze bezbłędny Philip Seymour Hoffman). Prowadzi to do serii nieporozumień na płaszczyźnie własnych racji i przekonań.

Moneyball jest w takim samym stopniu filmem o baseballu, co The Social Network o Facebooku. Innymi słowy, obydwa filmy wykorzystują główny motyw przedstawionej historii, tylko i wyłącznie jako odskoczni do zbadania kwestii istotnych. W takim samym stopniu mogliśmy docenić The Social Network, nie mając pojęcia czym jest Facebook, jak również film Moneyball, będąc kompletnymi ignorantami w tej konkretnej dziedzinie sportu. Nadrzędnym motywem wydaje się sposób, w jaki wpływowe gremia stawiają opór implementacji nowych idei. Pomimo tego, że drużyna z Oakland jest drużyną z góry skazaną na pożarcie przez potentatów ze szczytu tabeli, sam zarząd klubu niechętnie podchodzi do wprowadzenia jakichkolwiek zmian, czy chociażby próby odwrócenia niesprzyjającego stanu rzeczy. Jest bierny. Woli przegrać na starych, znanych im zasadach, niż oprzeć zwycięstwo na nowym, nieznanym systemie wartości. Scenariusz autorstwa Steve’a Zailliana i Aarona Sorkina, opiera swój potencjał na motywie konfliktu, frustracji i forsowania własnych racji – tych najmojszych. Ukazywanie długich sekwencji w oparciu o wyśmienicie skonstruowane dialogi, w których Beane próbuje przeciągnąć pozostałych na swoją stronę, przekonać do swoich racji – z większym lub mniejszym powodzeniem – to właśnie staje się siłą napędową filmu Bennetta Millera i czyni Moneyball, filmem tak absorbującym, tak trzymającym w napięciu, zarówno dla fanów baseballu, jak również kompletnych laików. Pomimo faktu, że za amerykańską ligą baseballową stoją wielkie pieniądze, bohaterowie niechętnie podchodzą do wprowadzania jakichkolwiek zmian. Strach przed nowym porządkiem rzeczy, wręcz paraliżujący dla zakorzenionych w kanonie pewnych wartości decydentów, którzy są w stanie poruszyć niebo i ziemię, aby zablokować wcielenie świeżych idei w życie. Beane i Brand nieustannie próbują forsować własne racje, jedyne i najichsze. Moneyball zdaje się być filmem o baseballu. Ale czy na pewno? Jego motyw przewodni jest na tyle pojemny i uniwersalny, że równie dobrze mógłby być o czymkolwiek innym, ponieważ samoobronna postawa establishmentu przenika tak wiele obszarów ludzkiego życia.

Obsadowym strzałem w dziesiątkę był wybór Brada Pitta na odtwórcę roli Beane’a. To aktor charakteryzujący się wielką charyzmą, a jej personifikacja w postaci managera Oakland Athletics każe nam wierzyć, że obrany przez niego cel nie jest tak odległy, jak widzą to inni. Widząc go w akcji, chcemy, aby cel uświęcał środki; by Beane bezwzględnie handlował zawodnikami, nastawiał managerów drużyn przeciwnych przeciwko sobie, dzielił i rządził… i pod żadnym pozorem nie wycofywał się z moralnie niedwuznacznej walki. Bo przecież jego jest tylko racja i to święta racja. Sami zawodnicy w Moneyball pełnią rolę mięsa armatniego; są ofiarami systemu i odgórnych machinacji. Oprócz wyniku meczu, nie mają wpływu na nic. Kiedy Beane stawia na swoim – co w filmie nie zdarza się znowu tak często – najgorzej na jego decyzjach wychodzą sami zawodnicy; są sprzedawani, odsyłani do innych klubów, a ich ciężka praca i oddanie drużynie schodzi na dalszy plan. Przecież trzeba wygrać mecz, udobruchać fanów i zarobić miliony na kolejne transfery. Zuchwałość, momentami wręcz bezczelność, z jaką zostało to ukazane w filmie Bennetta Millera, jest zdumiewająca.

Autorowi Capote, po raz kolejny udało się stworzyć fascynujący, prowokujący i niezwykle zajmujący film, opiewający tych, którzy myślą nieszablonowo, twardo stąpają po ziemi – tej ziemi, na której wyznacznikiem wszelkiego dobra jest sukces – ten najmojszy.

Ocena: 8/10 (bardzo dobry) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz