CHAOS TRIO
She Monkeys (od 20 kwietnia w kinie Sokół), pełnometrażowy debiut fabularny Lisy Aschan, którego premiera odbyła się na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Göteborgu, gdzie otrzymał prestiżową nagrodę Złotego Żuka za Najlepszy Film i Najlepszą Reżyserię. Film wielokrotnie nagradzany na Festiwalu Tribeca; na zeszłorocznym Berlinale otrzymał Kryształowego Niedźwiedzia w kategorii Nagroda Generacji 14plus.
Film śledzi losy Emmy (Mathilda Paradeiser), nastolatki trenującej woltyżerkę (rodzaj gimnastyki artystycznej na koniu), mieszkającej z samotnym ojcem Ivanem i młodszą siostrą Sarą (Isabella Lindquist). Próbując wpasować się w nową drużynę, szybko zwraca na siebie uwagę liderki grupy, niezwykle eleganckiej i pewnej siebie Cassandry (Linda Molin). W tym momencie, między głównymi bohaterkami rodzi się niepokojąca więź, której spoiwem staje się władza, zauroczenie i mentalny zamęt. Dzieli je natomiast głęboka rywalizacja oraz wzajemne pragnienie dominacji.
Aschan buduje wolno płynącą, nastrojową , niezwykle sugestywną acz nieobliczalną narrację, dogłębnie przesiąkniętą tajemnicą i rosnącym napięciem seksualnym. Dialogi pomiędzy głównymi bohaterkami She Monkeys ograniczone zostały do minimum; nie posiadamy żadnej wiedzy na temat tego, co przydarzyło się Emmie i jej rodzinie, a co mogłoby rzutować na jej beznamiętne, wręcz chłodne zachowanie względem otaczających ją osób. Niezwykle przekonująca Paradeiser, jako tajemnicza Emma, z całym swoim bagażem emocjonalny, lawiną myśli kłębiącą się w jej głowie, zadaje się mieć wszystko dobrze przemyślane i trzyma w ryzach całą rzeczywistość, w której egzystuje. Piękna Molin – jako charyzmatyczna w swoim uwodzeniu Cassandra – dziewczyna, która prawdopodobnie za rzadko w swoim życiu słyszała słowo nie, tym samym wytworzyła swego rodzaju system radzenia sobie z przypadkami odrzucania i dezaprobaty. Na koniec czarująca Lindquist, jako wścibska w swojej niewinności Sara, która kradnie show odtwórczyniom głównych ról, a wątek poboczny budowany w oparciu o jej osobę, z jednej strony bawi, z drugiej zaś wprawia w zakłopotanie.
Zdjęcia prezentują się wspaniale. Poprzez zręczne operowanie światłem i cieniem, widzowi towarzyszy uczucie prześlizgiwania się pomiędzy niezwykle sugestywnymi ujęciami, w pełni oddającymi ducha sportowej rywalizacji poprzez rygorystyczne sesje treningowe; to wszystko połączone z muzyką otoczenia, uderzającą w niepokojące, momentami przerażające tony, tylko wzmacnia wydźwięk debiutu Lisy Aschan, stając się poniekąd zwiastunem złowieszczego finału.
Summa summarum, obcując z She Monkeys, nie mogłem w pełni zaangażować się w snutą przez Aschan historię, a po samej projekcji, ani przedstawione wydarzenia ani postawione pytania nie zostały ze mną na długo. Niemniej jednak, jest to solidny start obiecującej reżyserki, jak również aktorskiego trio.
Film śledzi losy Emmy (Mathilda Paradeiser), nastolatki trenującej woltyżerkę (rodzaj gimnastyki artystycznej na koniu), mieszkającej z samotnym ojcem Ivanem i młodszą siostrą Sarą (Isabella Lindquist). Próbując wpasować się w nową drużynę, szybko zwraca na siebie uwagę liderki grupy, niezwykle eleganckiej i pewnej siebie Cassandry (Linda Molin). W tym momencie, między głównymi bohaterkami rodzi się niepokojąca więź, której spoiwem staje się władza, zauroczenie i mentalny zamęt. Dzieli je natomiast głęboka rywalizacja oraz wzajemne pragnienie dominacji.
Aschan buduje wolno płynącą, nastrojową , niezwykle sugestywną acz nieobliczalną narrację, dogłębnie przesiąkniętą tajemnicą i rosnącym napięciem seksualnym. Dialogi pomiędzy głównymi bohaterkami She Monkeys ograniczone zostały do minimum; nie posiadamy żadnej wiedzy na temat tego, co przydarzyło się Emmie i jej rodzinie, a co mogłoby rzutować na jej beznamiętne, wręcz chłodne zachowanie względem otaczających ją osób. Niezwykle przekonująca Paradeiser, jako tajemnicza Emma, z całym swoim bagażem emocjonalny, lawiną myśli kłębiącą się w jej głowie, zadaje się mieć wszystko dobrze przemyślane i trzyma w ryzach całą rzeczywistość, w której egzystuje. Piękna Molin – jako charyzmatyczna w swoim uwodzeniu Cassandra – dziewczyna, która prawdopodobnie za rzadko w swoim życiu słyszała słowo nie, tym samym wytworzyła swego rodzaju system radzenia sobie z przypadkami odrzucania i dezaprobaty. Na koniec czarująca Lindquist, jako wścibska w swojej niewinności Sara, która kradnie show odtwórczyniom głównych ról, a wątek poboczny budowany w oparciu o jej osobę, z jednej strony bawi, z drugiej zaś wprawia w zakłopotanie.
Zdjęcia prezentują się wspaniale. Poprzez zręczne operowanie światłem i cieniem, widzowi towarzyszy uczucie prześlizgiwania się pomiędzy niezwykle sugestywnymi ujęciami, w pełni oddającymi ducha sportowej rywalizacji poprzez rygorystyczne sesje treningowe; to wszystko połączone z muzyką otoczenia, uderzającą w niepokojące, momentami przerażające tony, tylko wzmacnia wydźwięk debiutu Lisy Aschan, stając się poniekąd zwiastunem złowieszczego finału.
Summa summarum, obcując z She Monkeys, nie mogłem w pełni zaangażować się w snutą przez Aschan historię, a po samej projekcji, ani przedstawione wydarzenia ani postawione pytania nie zostały ze mną na długo. Niemniej jednak, jest to solidny start obiecującej reżyserki, jak również aktorskiego trio.
Ocena: 6/10 (niezły)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz