Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Artysta

WIELKI MI ARTYSTA

Prawdziwy artysta nie posiada dumy. Widzi on, że sztuka nie ma granic, czuje, jak bardzo daleki jest od swego celu, i podczas gdy inni podziwiają go, on sam boleje nad tym, że nie dotarł jeszcze do tego punktu, który ukazuje mu się w oddali, jak światło słońca. Ludwig van Beethoven

Na wielu płaszczyznach – niemal na wszystkich, Artysta zdaje się być dziełem kompletnym, niemal wybitnym. Film niemy – a raczej udźwiękowiony film ze ścieżką dźwiękową – w którym maestria formy sprawia, że nie trudno jest pomylić najnowsze dziecko Michela Hazanaviciusa z prawdziwymi klasykami epoki. Struktura filmu, tak skrupulatna w formie, że w żadnym stopniu nie przypomina zwykłego filmu niemego. Przypomina za to konkretny film z roku 1927 – roku, w którym rozgrywa się akcja filmu. Dzięki mistrzowskiemu operowaniu światłem i cieniem, świetnemu doborowi odpowiednich odcieni czerni i bieli, Artysta staje się produktem, który możemy podziwiać (od 24 lutego również w naszym kinie Sokół) ze szczerym uznaniem i miłością.

Poza samą formą, Artysta posiada duszę niemych klasyków. Przywołuje momenty czystej refleksji i tęsknoty, bezwzględnie zależnej od poetyki ludzkiego ducha i ciała. Jest to forma, która wymaga autentycznego języka gestów i mimiki, niedwuznaczności, sarkazmu i czystości, formy nie silącej się na ironię.

Jean Dujardin, grający gwiazdę kina niemego – George’a Valentina – nie jest osobą bezmyślnie małpującą ruchy i gesty aktorów minionej epoki; on całym sobą przenika do świadomości tych dni. Główny bohater grany przez Dujardina, jest swego rodzaju amalgamatem Douglasa Fairbanksa, Rudolpha Valentino i Johna Gilberta, a jego uśmiech działa na wyobraźnię. Od kiedy filmy dźwiękowe na dobre zagościły w świadomości widza, nasi herosi popkultury stale to płoną nienawiścią, to znowu uskuteczniają gniewne spojrzenie, czy też patrzą z wyższością. Natomiast w epoce kina niemego nigdy nie przestawali się uśmiechać, w ten jedyny, wyjątkowy sposób. Uśmiechali się tak, jakby naprawdę wierzyli, że nic złego nie może się im przytrafić. Rzeczywistość okazała się jednak mniej łaskawa.

I tak oto spotykamy George’a Valentina w istotnym dla nie go roku – 1927 – kiedy to stoi u szczytu sławy; bożyszcze tłumów, bohater masowej wyobraźni, znany ze swojego awanturniczego trybu życia, jak również… niezwykłego psa, który nie odstępuje go na krok – w filmie i życiu. George jest bezwstydnym pozerem, zawsze nakręcony, zawsze na fali i gotowy do działania. Jednak obserwując go w jego próżności – próżność ta, nie niesie za sobą nic zdrożnego. Wręcz przeciwnie. Zupełnie jak Gilbert i inne gwiazdy swoich czasów, Valentin jest radosnym dzieckiem, nieświadomym i beztroskim w uwielbieniu świata.

Będąc u szczytu sławy, poznaje początkującą gwiazdkę – Peppy Miller (Bérénice Bejo) – będącą, jak się wkrótce okaże, zwiastunem nowego początku. Dźwięk zaczyna wypierać stary porządek rzeczy, kariera Peppy zaczyna nabierać rozpędu, w przeciwieństwie do George’a, którego złote lata zbliżają się do nieuniknionego końca. Te wydarzenia stają się miarą czystego piękna gry aktorskiej Dujardina, a widmo zwątpienia pełzające w jego kierunku, tylko dopełnia całą sytuację, w której znalazł się główny bohater. Tak jak Artysta jest hołdem złożonym wczesnemu okresowi kina amerykańskiego, tak również praca, jaką wykonał Dujardin jest swego rodzaju hołdem złożonym każdemu aktorowi, którego serce zostało złamane. To osobiste odkrycie swojej małości, poznawanie czym jest cierpienie, staje się edukacją duszy i przypowieścią, która idealnie wpasowuje się w to najbardziej uniwersalne medium, jakim jest kino.

Dlaczego George nie dał się wciągnąć w świat filmu dźwiękowego? Odpowiedź na to pytanie została ostatecznie wyjawiona, subtelnie i wzruszająco. Właśnie w taki sposób, w jaki każdy film powinien dochodzić do określonej prawdy.

Zobaczyć Artystę, to zdać sobie sprawę, jak wiele straciły filmy w kontekście rozwoju technologii. Ponadto, warto zwrócić uwagę jeszcze na jedną rzecz. Choć kręcony w Stanach Zjednoczonych, sam film jest produkcji francuskiej. Aktorzy partnerujący głównym bohaterom – Penelope Ann Miller i John Goodman, są amerykanami. Ale Dujardin, Bejo i Hazanavicius już nie. To sztandarowi aktorzy obecnego kina francuskiego. Jednak to nie pochodzenie odtwórców głównych ról, lecz milczenie decyduje o ich uniwersalności, przez co nie dostrzegamy w nich nic obcego.

Sednem Artysty jest tragedia, śmierć medium, koniec pewnej epoki, która określała pewien porządek świata – świata, który mógł poczuć każdy, w ten sam sposób, nigdy z zewnątrz i nigdy jako obcy. Film z niebywałą delikatnością i oryginalnością opłakuje czasy minione, jednocześnie zwiastując ich zmartwychwstanie. Poprzez kunszt aktorski Jeana Dujardina, odkrywamy coś niezwykłego, a zarazem uroczego – pierwszy, prawdziwie wybitny, niemy film, na przestrzeni ostatnich 80 lat.

Ocena: 8/10 (bardzo dobry) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz