Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Idy Marcowe

I TY BRUTUSIE, PRZECIWKO MNIE

Filmy, których motywem przewodnim jest szeroko pojęta polityka, można zaliczyć do dwóch kategorii: filmów wysławiających idealizm w świecie pogrążonym w niesprawiedliwości – Najważniejszy Głos, Prezydent – Miłość w Białym Domu, lub obrazów, których motywem przewodnim staje się gorzka analiza ówczesnej sceny politycznej.

Najnowsze dzieło George’a Clooneya – Idy Marcowe (od 2 marca w kinie Sokół) – idealnie wpasowuje się w tą dugą kategorię. Po obejrzeniu filmu można zarzucić Clooney’owi, aktorowi znanemu ze swojego twardego stanowiska w sprawach politycznych, że próbował upakować w ciągu zaledwie 98 minut wszystko, co tylko miał na myśli, co tylko wpisywało się w jego sposób pojmowania polityki. Nie można jednak odmówić mu jednej, istotnej rzeczy, a mianowicie stworzenia zajmującego dramatu, od którego nie sposób oderwać oczu – dramatu, który absorbuje od początku do końca, pomimo tego, że nie wnosi prawie nic nowego w kontekście omawianej tematyki.

Ryan Gosling wciela się w rolę Stephen’a Myersa, sekretarza prasowego kandydata na prezydenta USA – Mike’a Morrisa (w tej roli sam George Clooney). Stephen jest idealistą; idealistą-ekstremistą, który pomimo nagabywania ze strony szefa sztabu wyborczego Demokratów – Toma Duffy’ego (Paul Giamatti), w nadziei na zabezpieczenie nominacji prezydenckiej swojego kandydata – definitywnie odmawia przejścia na jego stronę. Jest przeświadczony, że jedynym, odpowiednim kandydatem jest jego szef – Mike Morris. Jednak sam fakt, że Myers spotkał się z Duffym w pierwszej kolejności, otwiera polityczną Puszkę Pandory ze wszystkimi jej nieszczęściami. Nieszczęścia te przybierają postać niezwykle powabnej stażystki (Evan Rachel Wood), jak również reporterki mającej nosa do sensacji (Marisa Tomei). W pewnym momencie, idealizm Stephena musi zostać wystawiony na poważną próbę.

Nie zdradzając za dużo w kontekście samej fabuł, świat przedstawiony w najnowszym filmie Clooneya, jest światem polityki – światem wielkich czynów i jeszcze większych skandali; gdzie nic nie jest takie jakim się wydaje, gdzie wystarczy jeden, z pozoru błahy ruch, aby zniszczyć swojego oponenta w tej jakże szlachetnej rozgrywce, jaką jest kampania prezydencka. I tak oto, obserwujemy Stephena Myersa, który ulega wewnętrznej przemianie z zatwardziałego idealisty w osobę, która dochodzi do odkrycia pewnej prawdy – prawdy o świecie, w którym wielkie czyny zostają zepchnięte na dalszy plan, a układy i intrygi wypływają na powierzchnię. Film Clooneya opłakuje ten stan rzeczy. Ponadto odkrywa przed nami pewną smutną prawdę – prawdę, w której populizm staje się plagą dzisiejszych czasów, gdzie obietnice bez pokrycia i hasła rzucane na wiatr są chlebem powszednim, a politycy przed wyborami zrobią dosłownie wszystko, aby osiągnąć swój zamierzony cel. Przyznam, że ta gorzka acz nam wszystkim dobrze znana prawda o świecie wielkiej polityki, a mająca swój subiektywny wyraz w Idach Marcowych, wielce do mnie przemawia. Może dlatego, że podchodzę do polityki na spokojnie, wręcz chłodno; a może dlatego, że ten temat choć już tak ograny, nadal dobrze sprawdza się w filmowych dramatach.

Wielkim atutem Id Marcowych jest sama gra aktorska. Clooney zgromadził wybitną obsadę. Ryan Gosling idealnie wpasował się w rolę sekretarza prasowego Mike’a Morrisa. Jest to – pod wieloma względami aktor, który w sposób minimalistyczny stworzył złożoną rolę sceniczną, bez jej przerysowania. Dzięki temu, jesteśmy w stanie przyjrzeć mu się z bliska; wchodzimy w rys charakterologiczny postaci – postaci rojącej we własnym umyśle swój podstępny plan. Jedne z lepszych scen Id Marcowych, to te w których partneruje Goslingowi sam Phillip Seymour Hoffman, wcielający się w postać Paula Zary – szefa sztabu Mike’a Morrisa. Paul próbuje przekonać Stephena, że akceptacja wszelkiego rodzaju machinacji rządzących światem polityki, nie jest wyznacznikiem zdrady czyichś wartości, lecz ich końcem. Ta wzajemna zależność pomiędzy Goslingiem a Hoffmanem wypada wyśmienicie w tych scenach.

Koniec końców, najnowszy film Clooneya trafia w sedno problemu, choć miejscami może wydawać się nazbyt przegadany. Bohaterowie mają skłonność do wygłaszania rozwlekłych monologów, które wpływają na tempo filmu, generując przez to niepotrzebne dłużyzny.

Jak już wspomniałem, Idy Marcowe określają pewną smutną prawdę. Nie ma możliwości pozostać wiernym swoim ideałom w grze, której zasady są niemoralne, a wszystkie chwyty są dozwolone. Po trupach – byle do zwycięstwa. Nie od dziś widomo, że zwycięstwo w polityce jest celem nadrzędnym, a osoby kurczowo trzymające się swoich zasad – giną, z rąk tych, którzy potrafią je łamać.

Ocena: 8/10 (bardzo dobry) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz