Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Timbuktu

Doktryna niezrozumienia, czyli „Timbuktu” Abderrahmane'a Sissako.

opis filmu: Spokojne życie hodowcy bydła, Kisane, i jego rodziny zostaje zakłócone przez dżihadystów. Kiedy ten nieumyślnie zabija sąsiada, musi stawić czoła konsekwencjom, które wyciągną od niego przedstawiciele nowego reżimu.

„Timbuktu” (2014), reż. Abderrahmane Sissako


recenzja: W Timbuktu nie wolno palić, tańczyć ani słuchać muzyki. Śpiew karany jest chłostą; cudzołożników zakopuje się po szyję w ziemi i kamienuje, a nieumyślne spowodowanie śmierci równa się – niemal z automatu – śmierci sprawcy (o ile nie dysonuje pokaźnym majątkiem i, co istotniejsze, nie uzyska przebaczenia od rodziny zabitego). Najbardziej prześladowane w tym wszystkim są kobiety, pozostające na marginesie życia społecznego, stawiane pod pręgierzem barbarzyńskich i absurdalnych wprost nakazów prawa szariatu.

Tak jak fundamentalna w kontekście „Powiększenia” (1966) Antonioniego jest scena, w której banda mimów gra w tenisa piłką, która nie istnieje, tak dla wymowy całości filmu Abderrahmane'a Sissako – „Timbuktu” (2014) – jest ta, w której grupa znajomych rozgrywa mecz w podwórkową piłkę nożną. Skutecznie pozorowany – bo bez piłki. O ile u Antonionego celowe markowanie gry miało wydźwięk kontrkulturowy, kontestacyjny i wolnościowy jako taki, o tyle u Sissako maskarada jest jedynie maskaradą, a chłopcy jedynie chłopcami, którzy poddani brutalnej doktrynie kija i kija, odarci z wewnętrznej potrzeby podważania czegokolwiek, zostają sprowadzeni do poziomu zwierzyny łownej – zahukanej antylopy z otwierającej sceny filmu. Jednak to biedne zwierzę, ostrzeliwane z pędzącego samochodu przez owiniętych chustami „bojowników wiary”, nie jest ostrzeliwane po to, by zabić, ale by zmęczyć. U Sissako nie ma wielkich manifestów, buntu, górnolotnych słów ani darcia szat. Jest bieda, bieda i jeszcze raz niezrozumienie, zarówno po stronie uciśnionej ludności Timbuktu, jak i ich oprawców. Bohaterowie Sissako to umęczone dusze, zapomniane przez świat, snujące się po semi-pustynnych terenach Mali, i pozbawieni złudzeń co do odmiany tragicznego losu próbują jedynie dobrać odpowiednie barwy ochronne, wtopić się w zastaną rzeczywistość i żyć – na tyle na ile ich stać. 

Wiwisekcja ofiar okupacji bez pominięcia ich oprawców zostaje u Sisssako ukazana w „szerokim” wielowymiarowym aspekcie. Szereg ukazanych w filmie dżihadystów to osoby z zewnątrz, często z Europy, Afryki Północnej, to utrudnia komunikację z obywatelami państw z obowiązującym prawem szariatu, w konsekwencji – z sobą nawzajem. Powstaje szum informacyjny, chaos, ale i niemieszcząca się w żadnych normach i granicach przyzwoitości hipokryzja co do egzekwowania odgórnych i nieskonkretyzowanych założeń. Z jednej strony zakazuje się palenia, z drugiej widzimy jednego z prominentnych przedstawicieli nowego reżimu – w krzakach – zaciągającego się papierosowym dymem. Nerwowo. Niczym gimnazjalista na tyłach placówki, filujący raz po raz, czy aby nie zbliża się dyrektor. Śmieszne. W Timbuktu obowiązuje zakaz gry w piłkę, bynajmniej nie przeszkadza to okupantom dywagować na temat rzekomej supremacji Messiego nad Zidanem, Zidane’a nad tym pierwszym... U Sissako dżihadyści to banda skrajnych bezideowców, którzy więcej czasu poświęcają na mazanie palcem po smartfonach niż kartkowanie Koranu. Pozostawieni sami sobie, co rusz potrzebują konsultacji z „górą”, nagminnego pilotażu i prowadzenia za rączkę – w imię wiary. To pionki w grze, której stawka leży daleko poza ich pojmowaniem a która – w sposób namacalny – zbiera swoje krwawe żniwo.

Większość praw i nakazów stosowanych na uciśnionej ludności Timbuktu sprawiają wrażenie skreślonych w pośpiechu na kolanie, zupełnie od czapy; w końcu sami oprawcy zaczynają wątpić w sensowność ich egzekwowania, a problem ze zrozumieniem, jak i interpretacją ich wewnętrznych zasad rodzi frustrację i przemoc. Czy piłka nożna może nadal być traktowana jako sport, kiedy odrze się ją z jednego z głównych elementów – piłki? Czy można ukarać kogoś, kto śpiewa na cześć Allaha? W pewnym momencie „Timbuktu” przedzierzga się w coś na wzór uwierającej czarnej groteski. Sytuacje przedstawione, skrajnie przejaskrawione i absurdalne, wywołują jak nie uśmieszek politowania, to nerwowy chichot.

Abderrahmane Sissako w swoim „Timbuktu” nie staje po niczyjej stronie, chce ukazać problem, o którym wszyscy wiedzą a który mało kogo obchodzi: ani oprawców, ani męczenników, ani świata. Zarówno z cierpienia uciśnionej ludności Timbuktu, jak i bezpardonowego wprowadzania „nowego ładu”, opierającego swoją siłę na przemocy, strachu i niedomówieniach, wyłania się brak inicjatywy i kompromitujący jedną, jak i drugą stronę bezwład związany z godzeniem się z własnym losem – wyjście z sytuacji jako wewnętrzna koncepcja nieopierania się złu.


b a r d z o  d o b r y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz