Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

7 uczuć

Terapii ciąg dalszy, czyli „7 uczuć” Marka Koterskiego.

opis filmu: Adaś Miauczyński powraca do czasów swojego dzieciństwa, kiedy miał spory problem z nazywaniem towarzyszących mu emocji.

7 uczuć (2018), reż. Marek Koterski


recenzja: Sednem twórczości Marka Koterskiego – tej filmowej, jak i teatralnej, zawsze była zręczna zabawa gatunkiem komediodramatu i konwencją groteski. Naczelnym fetyszem natomiast, osobliwe upodobanie do paradoksów, neuroz, upokorzeń i frustracji uginających się pod naporem psychologizmów i ironii. To, w jaki sposób reżyser-scenarzysta, choć przede wszystkim autor, patrzy na otaczającą go rzeczywistość, jak ją opisuje i jakimi narzędziami filmowymi, okołofilmowymi i niefilmowymi operuje, łączone jest bezpośrednio z psychicznym cierpieniem jako skutek i sposób radzenia sobie z nim. Wspólnym mianownikiem życia i twórczości Koterskiego i notorycznie zacierających się między nimi granic, pozostawał zawsze lęk o wszystko i chroniczna niepewność, które w 7 uczuciach (2018) postrzegać należy jako napisany na kolanie bryk do nieprzepracowanych traum z okresu dzieciństwa.

Koterski bawi, Koterski boli, Koterski uwiera i, pod płaszczykiem satyry i ironii, obnaża często niewygodne prawdy o nas samych. Jednak należy oddać tutaj twórcy Nic śmiesznego (1995), że na beznadziejną w założeniach próbę znalezienia przyczyn duchowego upodlenia, objawiającego się fizycznym rozpadem więzi rodzinnych i uczuciowych, reżyser rzucał zawsze iskierkę nadziei. Bohater zyskiwał przez to możliwość, może nie odkupienia – za mocne słowo jak na świat przedstawiony twórcy Dnia świra (2002), ale próbę przepracowania i wykrzyczenia swoich problemów w eter. Katharsis? Raczej zanikająca wiara w katharsis, ale i w sens klęski totalnej zarazem. I choć flagowej postaci Marka Koterskiego – Adasiowi Miauczyńskiemu (Michał Koterski), po raz kolejny nie jest specjalnie do śmiechu, widzowi będzie. Jednak to nie zabawa w pełnym tego słowa znaczeniu, a nerwowy chichot stanowi tutaj psychologiczną odpowiedź na niepokój i napięcie, które czają się za każdym rogiem, w domach i klasach, formujących, jak i formatujących się umysłach głównych bohaterów. W swoim nowym filmie twórca Ajlawju (1999) przeprowadza rewizje osobiste dzieciństwa i wczesnej młodości konceptualnego Adasia, okresu postrzeganego przez większość za ten najszczęśliwszy. Tutaj w sobie (czyli Koterskiego) wiadomy sposób.  

7 uczuć nie będzie w tym temacie żadnym odchyleniem, ale naturalnym ciągiem dalszym zapoczątkowanego Domem wariatów (1984) życiowego konceptu. Jak przyznał Koterski w jednym z wywiadów, wszystkie jego filmy żywią się nim. I to nim w konkretnym kraju i konkretnym kontekście. W Polsce. Każdy następny obraz odczarowuje demony, które go-Miauczyńskiego najbardziej trapią. W związku z tym odczarowywaniem w kolejnych filmach czuje się zdrowszy. Radości, złości, smutku, strachu, samotności, wstydu i poczucia winy, czyli tytułowych siedmiu uczuć, reżyser nie używa jako bata na połamanych życiem protagonistów, nie pastwi się nad nimi ku uciesze odbiorców, ale roztacza nad nimi iście matczyny i ojcowski parasol ochronny – do bólu matczyny i do bólu ojcowski.

Archetyp dramatycznej miłości przenika całą filmografię twórcy Wszyscy jesteśmy Chrystusami (2006). Koterski po raz kolejny udowadnia, że jest jednym z najzdolniejszych polskich inscenizatorów. Wie dokładnie, gdzie stoi kamera i po co została tam postawiona. Do tego jego znak rozpoznawczy, czyli brutalne i gwałtowne przeskoki od euforii do desperacji, od miłości do pogardy, od zazdrości do braterstwa, w finale przybierają na sile, ekspresji słownej i tej ekspozycyjnej.

W 7 uczuciach Koterski zdaje się tłumaczyć, miejscami nazbyt nachalnie, szczególnie w niepotrzebnie manifestacyjnym finale, że źródłem trapiących nas bolączek jest zarówno nadmiar treści, ale ich brak, a „wspieranie” młodych umysłów polegające na braku rozmów, wiecznym podcinaniu skrzydeł i zniechęcaniu do podejmowania samodzielnych działań, to nie ta droga. Albo inaczej, jak najbardziej właściwa droga, by wyhodować własnego Adasia Miauczyńskiego. To jest Koterskiego prawda o nas samych, którą w pierwszym i drugim akcie z taką swadą wyszydzał. Szydera szybko ustępuje jednak „pompie”. Spod płaszczyka pierwotnej troski o swoich bohaterów i jasnej polemiki między nimi wyziera protekcjonalność, naturalność myślenia i inteligencja zmienia się w zakuwanie odwiecznych prawd. Po co wykładać „kawę na ławę”, kiedy karty zostały już odkryte, a wszystko leży na wierzchu? 

7 uczuć nie jest może najlepszym z filmów Marka Koterskiego, ale kto wie, czy nie najważniejszym, bo sięgającym do prapoczątków tego, przez co niekoniecznie możemy się przebić, ale od czego zawsze możemy się odbić. I jeżeli tanie chwyty w finale przysłużą się temu, że widownia, daj Bóg, równie licznie co na Kler (2018) Wojtka Smarzowskiego, szturmem weźmie polskie kina i skłoni do zatrzymania i zastanowienia, ja przymykam oko. Tematu nie było. Zawsze warto odświeżyć ludziom pamięć odnośnie prawd, które niby każdy zna, ale o których właściwym sensie mało kto na co dzień myśli. 


b a r d z o  d o b r y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz