Za nami czwarty dzień festiwalu w Łagowie – dzień niemiecki, dzień kobiecy. Bartosz Szarek wybrał się na dwa ujmujące subtelnością filmy wagi średniej, „Dziecięce Zoo” w reżyserii Micah Magee oraz „Wakacje” Bernadette Knoller. Oba filmy startują w Konkursie Głównym i powalczą o Złote Grono.
Na zadany temat...
(recenzja filmu Dziecięce Zoo, Petting Zoo, 2015, reż. Micah Magee)
Dziecięce Zoo (2015), reż. Micah Magee |
Główną bohaterkę Laylę (Devon Keller) poznajemy jako wzorową uczennicę, przyszłą stypendystkę renomowanego Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Dziewczyna nie jest typem niewinnej, płochliwej kujonicy. Jest wyluzowana, chodzi na koncerty rockowe, okazjonalnie pije i pali, i to nie tylko papierosy, ma chłopaka Danny'ego (Kiowa Tucker), u którego często-gęsto pomieszkuje a który do świętoszków raczej nie należy. To typowy „bad boy”, wiecznie jak nie naćpany, to pijany i, obowiązkowo, mający w tyle cały świat. Layla nie ma większych problemów, aby godzić obowiązki szkolne z tymi zawodowymi. Pracuje na pół etatu jako telefoniczny doradca klienta. Wolny czas spędza głównie w towarzystwie swojej przyjaciółki Melanie (Deztiny Gonzales), prawiąc o życiu, planach i innych banałach.
Wydaje się, że życie głównej bohaterki jest na tyle uporządkowane i dopięte na ostatni guzik, że pozostaje nic innego, jak tylko czekać na zakończenia ostatniej klasy liceum, by ze stypendium w garści móc zmierzyć się z uniwersytecką rzeczywistością. Nic z tych rzeczy. Dobre wieści związane z otrzymaniem stypendium zbiegają się w czasie z tymi mniej fortunnymi. Dziewczyna zrywa z Dannym. Na domiar złego okazuje się, że będzie miała z nim dziecko. W przypływie emocji postanawia usunąć ciążę, jednak ulegając presji rodziny – głównie apodyktycznego wujka Douga (Cory Criswell) i cioci Jeanie (Emily Lape) – decyduje się nie dokonywać aborcji, odrzuca stypendium i przeprowadza się do przyczepy swojej ukochanej babci w rodzinnej posiadłości. Tam poznaje nowego chłopaka, antytezę Danny'ego, uporządkowanego i troskliwego Aarona (Austin Reed). Kiedy wszystko w życiu Layli zdaje się wracać na właściwe tory, nowa sytuacja, co za tym idzie, stres i praca zbierają swoje żniwo. W szóstym miesiącu ciąży dziewczyna traci dziecko.
Micah Magee w swoim debiucie pełnometrażowym – Dziecięce Zoo (Petting Zoo, 2015) – prezentuje pozytywny model wkraczającej dopiero w dorosłość nastolatki, sugerując, że jakiekolwiek pogłębione planowanie nie ma najmniejszego sensu, należy przyjąć filozofię sportowca i skupić uwagę na nadlatującej piłce. „Wiedza tajemna”, którą reżyserka „oświeca” swoich odbiorców, tyczy się nie tyle błędów samych w sobie, co wyciągania z nich dalszych wniosków. Pozytywne rzeczy, w mniemaniu Magee, niczego nas nie uczą, a cały dowcip polega na tym, by zbierając od świata srogie baty móc przekuć je w dobro i wykorzystać jako narzędzie do dalszego rozwoju.
Ok. Dziecięce Zoo może nie razi odkrywczością, nie powala wagą przesłania, jest wtórne, a finał irytująco niedociągnięty, niemniej jednak sposób, w jakiej reżyserka podaje widzowi przemieloną na setki sposobów tematykę, niebywale subtelny i wyważony, bez uderzania w melodramatyczne tony, może szczerze cieszyć. Z brzydoty otaczającego bohaterkę świata, reżyserka maluję piękną poetykę – dostojny naturalizm rozegrany na niskich tonach. Z drugiej strony Magee w swoim filmie prezentuje postawę czysto obserwacyjną, wręcz wiwisekcyjną, jakby jej Layla była podmiotem dokumentu cinéma-vérité, a zadaniem widza było jedynie wyciągnięcie wniosków i przedstawienie własnej opinii. Dziecięce Zoo stanowi idealny punkt wyjścia do poseansowych dyskusji na zadany przez reżyserkę temat – praw i wolności odnoszących się do ludzkiej reprodukcji.
n i e z ł y
Minus razy minus
(recenzja filmu Wakacje, Ferien, 2016, reż. Bernadette Knoller)
Wakacje (2016), reż. Bernadette Knoller |
Vivi (Britta Hammelstein) wjechała w ślepą uliczkę, czuje, że utknęła, jest wypalona i pogrążona w depresji. Niby ma plany zostania adwokatem, niby chce zamieszkać razem ze swoim chłopakiem, ale właśnie – niby. W końcu odpuszcza. Jedyne, czego tak naprawdę pragnie, to żeby wszyscy, bez wyjątku, zostawili ją w spokoju. Szuka schronienia przed światem, azylu, sanktuarium, osobistej wieży z kości słoniowej, w której mogłaby się zaszyć. Finalnie ląduje... na kanapie matki, która uważa, że na jej stan najlepiej pomogłoby urodzenie dziecka. Ojciec Vivian przypuszcza, że potrzeba jej odpoczynku, ale i solidnego zastrzyku energii, więc wysyła córkę (a w zasadzie jedzie z nią) na bliżej nieokreśloną bałtycką wyspę. Prawi jej morały o życiu i przyszłości, na temat pozytywnego myślenia i samodoskonalenia, próbuje inspirować co do możliwości spędzania wolnego czasu, ale wszystko to jak krew w piach. Vivi zaczyna powoli poznawać wyspę i ich mieszkańców. Kiedy podejmuje pracę u pewnego neurotycznego samotnika o imieniu Otto (Ferdinand von Schirach) i wprowadza się do Biene (Inga Busch), rozchwianej emocjonalnie matki samotnie wychowującej zbuntowanego Erica (Jerome Hirthammer), następuje przełom w sprawie. Nagle dociera do niej, że nie jest osamotniona w byciu osamotnioną. Pozbawiona ciągłej potrzeby udowadniania, główna bohaterka zaczyna niespiesznie organizować sobie życie na nowo, ciesząc się własnym brakiem doskonałości.
Bernadette Knoller swoimi Wakacjami (Ferien, 2016) próbuje udowodnić, że czasami musi być gorzej, żeby było lepiej, a najlepszą z możliwych szkół życia jest świat, ludzie i dźwigane przez nich problemy. Reżyserka stworzyła film może nie epokowy, tracący banałami typu: „śmiej się, kiedy możesz, bo lepiej w życiu nie będzie” czy też „możesz robić niesamowite rzeczy, kiedy podążasz za swoim sercem”, ale zdecydowanie szczery i bezpretensjonalny, a przy tym nasycony nienachalnym humorem, wiarą w miłość i lepsze jutro. Świetnie w filmie Knoller spisują się mistrzowie drugich skrzypiec, głównie za sprawą hiper-pozytywnie rozedrganego ojca Vivi, na wpół obłąkanej przyjaciółki Biene oraz kompletnie odklejonego od rzeczywistości, szczelnie zamkniętego w sobie właściciela sklepu z tzw. duperelami – Otta Mukitza. Lecz trzeba zaznaczyć, że nie odbywa się to kosztem głównej bohaterki, która stanowi swoisty bufor bezpieczeństwa między przytoczoną trójką, i paradoksalnie to właśnie Vivian, która początkowo potrzebuje pomocy, zaintrygowana mieszkańcami wyspy i ich kłopotami, postanawia zakasać rękawy i zająć się pominiętym przez otoczenie rówieśnicze i własną matkę chłopcem, pomóc nieradzącemu sobie z rzeczywistością sprzedawcy, oraz przeżywającej trudne chwile koleżance. Najnowszy film Knoller to swoisty rodzaj wakacyjnej autoterapii i wzajemnego współoddziaływania na siebie ludzi z problemami – w myśl założenia, że „minus razy minus daje plus”. Prosta historia o prostych ludziach i prostych metodach na rozwiązywanie problemów.
d o b r y
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz