Łagów – dzień piąty. Wyścig o Złote Grono trwa, a Bartosz Szarek przygląda się pozostałym propozycjom z Konkursu Głównego. Dziś na afiszu kolejny debiut, tym razem w reżyserii Rasťo Boroša – „Stanko” – oraz nowy film twórcy „Zła” – „Czyściciel” Petera Bebjaka.
Czego wciąż mi brak?
(recenzja filmu Stanko, 2015, reż. Rasťo Boroš)
Stanko (2015), reż. Rasťo Boroš |
Stanko (Peter Kočan), tytułowy bohater debiutu Rasťo Boroša, to lawirant o wielkim sercu i gołębim rozumie; drobny złodziejaszek i hochsztapler, który prawdopodobnie w przeszłości musiał zaufać nieodpowiednim ludziom – i jako wypadkowa tego, egzystuje na marginesie społeczeństwa. Od lat mieszka we Włoszech, okazjonalnie dając się wysługiwać swojemu szefowi Paolo (Sergio Germano), zajmującemu się handlem kobietami (i zapewne innymi szemranymi interesami) typem spod ciemnej gwiazdy. Kiedy Stanko zaprzepaścił już wszystkie swoje szanse, szef daje mu ostatnią okazję, by ten zrehabilitował się za poprzednie wpadki, i zleca mu sprowadzenie do Włoch dziewczyny ze Słowacji. Mężczyzna postanawia wznieść się na wyżyny swojej wrodzonej indolencji i tym razem nie zawieść zaufania Paola. Podróż przybiera jednak nieoczekiwany obrót, kiedy Stanko (Peter Kočan) zaprzyjaźnia się z obiecaną gangsterowi dziewczyną (Ivana Kanalošová).
Stanko (2015) Boroša to tragikomiczne kino drogi o ludziach, którym w życiu znów nie wyszło, zostały tylko marzenia i przyjaźń. Reżyser, stosując liczne humorystyczne elipsy, rysuje obraz rodzącej się przyjaźni między dwójką bohaterów. I choć każde z nich pragnie od życia czegoś innego, ścigając się ze swoim własnym życiem i marzeniami, na które każde z nich ma inny pomysł, łączy ich jedno – być szczęśliwym. Boroša ewidentnie interesują konsekwencje takiego związku; odpowiedzialność za siebie nawzajem, ale i reperkusje wynikające z sytuacji, kiedy jedno poddaje się manipulacjom drugiego. Związki oparte na szczerości to w obecnych czasach towar mocno deficytowy. Na wstępie filmu reżyser ustawia swoich bohaterów po dwóch przeciwległych stronach bieżni, wyznaczając każdemu z osobna ich własne autonomiczne cele (w przypadku Stanko jest to wkupienie się w łaski szefa i odmiana swego psiego losu, w przypadku dziewczyny – desperacka próba odratowania relacji z matką przebywającą we Francji). W tym samym momencie następuje wolta; reżyser, niczym sędzia zawodów biegowych, podnosi pistolet startowy w górę i strzela, nakazując bohaterom biec w swoim kierunku aż do punktu spotkania. Ów punkt spotkania ma na celu zdanie sobie sprawy z tego, że czegoś im w życiu brakuje – bliskości z drugą osobą.
Film Rasťo Boroš wygrywa tragikomicznym, choć trzeźwym, spojrzeniem na przyjaźń i celowość w życiu. W przeciwieństwie do pozostałych postaci różnicowanych na zasadzie pozytywny bohater-negatywny bohater, Stanko jest sam w sobie tragikomiczny. Reżyser w sposób kompletny żongluje emocjami dwójki bohaterów wzmacniając całość dynamicznie zmieniającym się środowiskiem jako katalizator ich wewnętrznych przemian. Ciężko jest zakwalifikować film Boroša jako klasyczne, archetypowe kino drogi. Tutaj reżyser może nie przełamuje konwencji, ale skutecznie ją nagina, zawiązując narrację w zamkniętej przestrzeni samochodu, gdzie dojrzewają relacje między Stanko a dziewczyną.
Stanko to z jednej strony kino prostolinijne i niewymuszone, pozbawione ckliwej wylewności, taniego psychologizowania i prawienia morałów, z drugiej strony, co istotne, hołdujące uniwersalnym prawdom, że nie ważne jest, gdzie się żyje, tylko z kim się żyje – dokąd się zmierza, ale to, że zmierza się tam razem.
b a r d z o d o b r y
Brudne czyny
(recenzja filmu Czyściciel, Čistič, 2015, reż. Peter Bebjak)
Czyściciel (2015), reż. Peter Bebjak |
Tomáš (Noël Czuczor) wychodzi z więzienia i z powrotem wpada w marazm samotniczego trybu życia. Pracuje w zakładzie pogrzebowym jako tzw. „czyściciel”, osoba sprzątająca mieszkania po zmarłych w nich osobach. Poza pracą uczęszcza na indywidualną terapię behawioralną mającą na celu okiełznanie jego agresywnych zapędów, utrzymuje zdawkowy kontakt telefoniczny z matką, która przebywa w zakładzie karnym, do tego ćwiczy, ogląda telewizję i jeździ nocami na rowerze. Od nudy i przewidywalności kolejnych dni ratuje go pewna przypadkowa sytuacja. W trakcie kolejnego zlecenia zaskakuje go powracająca wcześniej rodzina. Tomáš w popłochu ukrywa się i przez kilka godzin przypatruje się rytuałom i wzajemnym relacjom podglądanych osób. Tomáš stopniowo, z mieszkania na mieszkanie, przepoczwarza się z tytułowego czyściciela w niegroźnego, a nawet pomocnego jak się później okaże, voyeura – do czasu, kiedy pewne niefortunne zdarzenie i powiązana z nim dziewczyna – Kristína (Rebeka Poláková) – spowodują, że będzie chciał zatrzymać się przy kolejnym „zleceniu” na dłużej.
W swoim najnowszym filmie Peter Bebjak bawi się konwencją home-invasion, opakowując całość w mocno przybrudzoną patriarchalną narrację damy-w-opałach. Mozolnie scala ze sobą poszczególne elementy swojej układanki, szkicując portrety psychologiczne dwójki zahukanych, żyjących w swoich poranionych światach, postaci. Tandem scenopisarski Bebjak-Gašparík subtelnie igra z motywami i aluzjami oscylującymi wokół osobliwego w wymowie romansu. Tomáš i Kristína to postaci naznaczone przez traumatyczne wydarzenia; dzielili podobne koleje losu (epizod w domu dziecka), w równym stopniu nieufnie przyglądają się otaczającej rzeczywistości co ludziom, którzy „przebiegli się” po ich życiu. To rodzi u głównych bohaterów bardzo ambiwalentny stosunek do pojęcia odpowiedzialności względem siebie nawzajem, innych osób i świata – kolejna cegiełka uzupełniająca historię o zbrodni i karze, wypaczeniach, poczuciu starty, nadziei i próby odkupienia swoich win poprzez skruchę i cierpienie.
Sposób, w jaki Bebjak prowadzi swój film jest niezwykle rzadki. Reżyser z jednej strony wykorzystuje szeroki wachlarz motywów, z drugiej strony zawęża całość minimalistycznym podejściem do prowadzenia swojej narracji i reżyserowania gry aktorskiej. Ta dwoistość: historii samej w sobie, podejścia bohaterów do pojęcia odpowiedzialności, jak również samej pracy reżyserskiej oraz tej u podstaw, czyli scenariuszowej, to wszystko składa się na obraz bardzo przemyślany i spójny. Dzięki bardzo intymnej pracy operatorskiej Martina Žiarana, ukierunkowanej na opowiadanie obrazem, przestrzeń zawarta w Czyścicielu (2015) oddycha razem z bohaterami, stając się pełnoprawną postacią voyeurystycznego dramatu. Gwałt na gatunkowych konwencjach, przemyślane zbliżenia podbijające wewnętrzne napięcie, niedomówienia owiane mroczną atmosferę wiszącej w powietrzu tragedii w jeszcze większym stopniu komplementują całość, mnożą alternatywy w kontekście finału, windując zakończenie filmu do miana jednych z lepszych „domknięć” w historii kina.
z n a k o m i t y
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń