Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Powidoki

Dobry wybór, czyli „Powidoki” Andrzeja Wajdy.

opis filmu: Charyzmatyczny malarz Władysław Strzemiński nie godzi się z socrealizmem i pozostaje wierny swojej drodze artystycznej.

Powidoki (2016), reż. Andrzej Wajda


recenzja: „Każdy wybór jest dobry, bo jest wasz”, maksyma powtarzana swoim studentom przez Władysława Strzemińskiego (Bogusław Linda), bohatera ostatniego filmu Andrzeja Wajdy, rozbrzmiewać będzie jeszcze długo po napisach końcowych, pozostawiając trwałe, poruszające i otwarte wrażenia. Zaledwie słowa i aż słowa utwierdzające nas w przekonaniu, że wszystko, co stoi za naszymi działaniami, jak i ich wypadkowe, są z natury dobre, z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że film wchodzi w wyraźną polemikę, względem naszych oczekiwań i tego wszystkiego, do czego zdążyło przyzwyczaić nas na przestrzeni lat kino Wajdy.

Powidoki (2016) to film rozdwojony i podwojony, nie arcydzieło, ale dzieło – wykonane z pietyzmem i dbałością o każdy detal; film staranny, godny i tak wierny prawdzie, jak wierne prawdzie może być wypracowane i pełne dzieło spełnionego twórcy. W reżyserii Wajdy próżno doszukiwać się rozpaczliwych prób pogłębienia rysów charakterologicznych prezentowanych postaci; są bohaterowie, których będziemy podziwiać, są i tacy, których z marszu znienawidzimy – nic pomiędzy. Wyjątek stanowi Strzemiński, fenomenalnie sportretowany przez Bogusława Lindę bohater tragiczny, prawdziwy heros żyjący w cieniu rozpaczy, mityczny Syzyf, godzący się na trud wtaczania głazu walki z socrealistycznym porządkiem rzeczy. Kafkowskie motywy unoszą się nad filmem Wajdy, ale go nie dominują. W kreśleniu sylwetki Strzemińskiego reżyser posłużył się podobnymi prefabrykatami, które mogliśmy uświadczyć chociażby w Ostatniej rodzinie (2016, J. P. Matuszyński). Jednak w przeciwieństwie do filmu Matuszyńskiego skierowanego ewidentnie do wewnątrz, Wajda opowiedział historię malarza i teoretyka sztuki, który postanowił pokazać „piąchę” całemu socrealizmowi, bez nawiązywania formą do jego dokonań, co czyni z Powidoków film bardziej klasyczny niż awangardowy i zdecydowanie dydaktyczny.

Od strony technicznej jest dobrze. Zdjęciami autorstwa Pawła Edelmana można napawać się z pełną fascynacją i podziwem, i choć stoją w ewidentnej sprzeczności ze scenografią, nazbyt dopieszczoną, świeżą, wręcz antyseptyczną, a bohaterowie orbitujący wokół centralnej postaci cechują się jak nie ekstazą, to histerią, nie zmienia to faktu, że Powidoki powstały nie po to, by coś zhandlować, ale pokazać.

Rozpisywanie się w recenzjach na temat samego Strzemińskiego pachnie bezcelowością, gdyż biografia stojąca za głównym bohaterem, jak i całą resztą splecionych z jego losami postaci, nie stanowi clou opowieści, ale jedynie narzędzie – aż narzędzie – pędzel, który obok sylwetki głównego bohatera znajduje swoje miejsce na plakacie filmowym. Powidoki Wajdy to piękne i subtelnie odmalowane epitafium Strzemińskiego, które mogłoby stanowić o tym reżyserskim. Mogłoby, gdyż hołduje artystycznemu spełnieniu, niezależności i pędowi ku wewnętrznej wolności. Wajda swoim filmem składa hołd wszystkim buntownikom z wyboru, „oszołomom”, wszystkim tym, którzy przedkładają „być” nad „mieć” a których dążenia widziane są jako swoista antyteza względem głupkowatych, choć niezmiennie modnych (na jedno wychodzi), bezpłodnych zawezwań typu: „grunt to bunt” lub „róbta co chceta”. U Wajdy bunt to nie pustosłowie, a figura – idol-autorytet – który jest w stanie w sposób inspirujący odcisnąć piętno na kolejnych pokoleniach, nie po to, by wejść w szeregi epigonów dzieł, idei i dokonań swoich mistrzów, ale by na ich grzbiecie wyhodować swoje własne.       

Andrzejowi Wajdzie (1926-2016) i wszystkim idolom...


b a r d z o  d o b r y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz