Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Assassin's Creed

Push to reject, czyli „Assassin's Creed” Justina Kurzela.

opis filmu: Dzięki przełomowej technologii Callum Lynch doświadcza przygód swojego przodka, asasyna Aguilara, żyjącego w XV-wiecznej Hiszpanii. Wkrótce podejmuje walkę z potężnymi templariuszami.

Assassin's Creed (2016), reż. Justin Kurzel


recenzja: W przeciwieństwie do wielbicieli komiksów, którzy zazwyczaj niechętnie podnoszą rękę na filmowe adaptacje przygód swoich ukochanych superherosów, gamerzy postępują zgoła inaczej – nie mają żadnych skrupułów, by wytoczyć najcięższe działa względem wirtualnych uniwersów, przy których zjedli czas, zęby i nabawili się odcisków na na dłoniach.

Jeszcze na długo przed premierą najnowszego filmu Justina Kurzela – Assassin's Creed (2016) –  krytycy-intelektualiści, jak również zwykli pożeracze popcornu i cała growa brać, co do jednego byli zgodni – rok 2017 będzie tym rokiem, w którym w końcu otrzymamy pierwszą wielką adaptację gry wideo. Nadzieja umiera ostatnia. Na przestrzeni przeszło trzech dekad widzowi zaserwowano już sporą ilość filmowych „potworków” z gatunku, począwszy od głupkowatego Super Mario Bros. (1993, R. Joffé, D. Semler, A. Jankel, R. Morton), poprzez nieszczęsne ekranizacje opatrzone autorską sygnaturą Uwe Bolla, kończąc na przeroście formy nad treścią, Warcraft: Początek (Warcraft, 2016) Duncana Jonesa. Efekt: intelektualna zgaga, emocjonalne wzdęcia i ogólny estetyczny dyskomfort. Albert Einstein zdefiniował szaleństwo jako powtarzanie w kółko tej samej czynności i oczekiwanie innych rezultatów. Powtórzyłem czynność, nadarzyła się ku temu okazja, przesadna ozdobność typografii i wizualnie dopieszczony ekran startowy a pośrodku migoczący napis INSERT COIN: nie mogłem się oprzeć i po raz kolejny umieściłem monetę w otworze wrzutowym arkady, koszt niewielki, a perspektywy wprost przepastne. PRESS THE BUTTON TO START.

Początek Assassin's Creed wprowadza nas w świat tajnego stowarzyszenia Asasynów, którego Aguilar de Nerha (Michael Fassbender) jest częścią. Bezgraniczna wiara w wolną wolę, odrzucenie idei prawa, porządku i moralności, postawiła ich w jednym rzędzie z całą masą libertyńskich wywrotowców i wrogów chrześcijaństwa, której swoistą przeciwwagą w filmie Kurzela staje się równie krwawa, co ta pierwsza, tajna organizacja Templariuszy przewodząca pogrążonej w szale inkwizycyjnego ognia Hiszpanii.

Aguilar de Nerha pojawia się raz jeszcze, tym razem w czasach współczesnych i przybiera powłokę Calluma Lyncha, nieświadomego spadkobiercy spuścizny swojego przodka. Głównego bohatera poznajemy w momencie, kiedy po wykonaniu na nim wyroku śmierci budzi się w Abstergo Industries, madryckiej placówce-królestwie prowadzonej przez Alana Rikkina (Jeremy Irons) i jego córkę Sophię (Marion Cotillard). Okazuje się, że nowy podopieczny jest ostatnim z linii Aguilar. Szybko staje się jasnym, że Cal stanowi jedynie narzędzie w rękach naukowców-demiurgów, którzy (każdy na swój własny, mniej lub bardziej inwazyjny w kontekście głównego bohatera, sposób) są w stanie zrobić naprawdę wiele, by osiągnąć swój cel – zlokalizować i posiąść Jabłko Edenu, nieoceniony artefakt zapewniający kontrolę nad ludzkimi umysłami. W tym celu Cal zostaje przytroczony do Animusa, tajemniczego urządzenia wykorzystywanego do projekcji wirtualnej, odczytywania genetycznej pamięci człowieka i wizualizowaniu jej w przestrzeni niczym hologram... 

Żałuję jednego, że w tym punkcie opisu fabuły, będąc jeszcze zakładnikiem projekcji, nie zacząłem walczyć z rzeczoną wolną wolą (pojęciem pojawiającym się u Kurzela z podobną częstotliwością, co słowo „rodzina” w zwiastunie Szybkich i wściekłych 8 (The Fate of the Furious, 2017, F. G. Gray), aby móc uwolnić się z okupowanego fotela kinowego i skierować moją osobę w stronę wyjścia.

Assassin's Creed to film silący się na efekciarski mesjanizm wyjęty żywcem z trzeciej części Matrixa (Matrix Rewolucje [The Matrix Revolutions, 2003, L. Wachowski, L. Wachowski]), wysokooktanową akcję rodem z Yamakasi - współcześni samurajowie (Yamakasi - Les Samurai des Temps Modernes, 2001, J. Seri, A. Zeïtoun) i przygodę, bazującą na podobnych prefabrykatach, co te zawarte w Inferno (2016) Rona Howarda. Reżyser ma spore problemy, aby zaoferować coś, co mogłoby zespolić widza zarówno z fabułą, jak i bohaterami świata przedstawionego, których emocjonalność jest praktycznie nieistniejąca, a przemiany, które się w nich dokonują podyktowane logiką idioty. A propos scen akcji najgorsze jest to, że skoki czasowe pomiędzy wydarzeniami ze współczesnym Callumem w roli głównej a jego piętnastowiecznym odpowiednikiem odbywają się w trakcie sekwencji walk, co skutecznie psuje całą radość z ich oglądania, przypominając jednocześnie, że to, co materializuje się na naszych oczach, jest niczym innym jak odtworzeniem, symulacją wszelkich dokonań, zniszczeń i ofiar, które pozostawił za sobą tytułowy asasyn.  

Jedynych pozytywów tyczących się Assassin's Creed można doszukiwać się w osobach stałych, wręcz etatowych, współpracowników Justina Kurzela, głównie jego brata Jeda odpowiedzialnego za partytury do filmu, które zdaję się cechować zdecydowanie większą charyzmą niż ta reprezentowana przez całą beznamiętną obsadę. Wygrywają również zdjęcia autorstwa Adama Arkapawa, które w sposób naturalistyczny i nieprzystępny oddają klimat i realia czasów, w których rozgrywa się akcja filmu.

Gdy pojawia się obraz, rodzą się nadzieje. Szczególnie po ekspozycyjnej perle w koronie, wcześniejszym filmie reżysera (nomen omen z Michaelem Fassbenderem i Marion Cotillard w rolach głównych), który zapewne miał stać się filmową kanwą Assassin's Creed, bez górnolotnego stylu, którym stał scenariusz Makbeta (Macbeth, 2015), ale z podobną ilością scen walk, podrasowaną dynamiką i natłokiem ścielących się trupów. I tutaj wszystko się zgadza. Gdzieś tam zapewne Uwe Boll i Paul W.S. Anderson przybijają sobie teraz soczyste „high-five”. 

Albert Einstein zdefiniował szaleństwo jako powtarzanie w kółko tej samej czynności i oczekiwanie innych rezultatów. Powtórzyłem czynność, nadarzyła się ku temu okazja, przesadna ozdobność typografii i wizualnie dopieszczony ekran startowy a pośrodku migoczący napis INSERT COIN: nie mogłem się oprzeć i po raz kolejny umieściłem monetę do otworze wrzutowym arkady, koszt niewielki, a perspektywy wprost przepastne. PUSH TO REJECT.


s ł a b y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz