Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

L'hermine

Prawda? Nie ma takiej..., czyli „Subtelność” Christiana Vincenta.

opis filmu: Sędzia, mimo wydanego przez opinię publiczną wyroku, postanawia uważnie przyjrzeć się prowadzonej sprawie.

Subtelność (2015), reż. Christian Vincent


recenzja: „Być może nigdy nie uzyskamy prawdy” – zwraca się do ławy przysięgłych główny bohater Subtelności (L'hermine, 2015, C. Vincent), sędzia Michel Racine (Fabrice Luchini), i dodaje: „Naszym obowiązkiem jest stosować prawo, wskazywać ludziom, co mogą, a czego nie powinni robić”. Zauważalna sinusoidalność filmu Christiana Vincenta (lub jak kto woli cechujący go „słomiany zapał”) z jednej strony uderza widza twardym obuchem realizmu, z drugiej stara się łagodzić reperkusje szczerością wyłaniających się z powyżej przytoczonych przez Racine'a słów. Ten swego rodzaju schizofreniczny rodzaj dydaktyzmu, moralizatorstwa, zachowywania wymaganych dla jego profesji protokołów, nijak ma się do natury protagonisty – szczelnie opancerzonego przed bezkształtną masą vox populi, i osobami z jego najbliższego, acz zawodowego otoczenia  co rusz tracącego rezon sentymentalisty, kiedy do głosu dochodzą emocje.   

W przeciwieństwie do pierwszych lepszych komedyjek stworzonych na molierowską modłę, Subtelność bardzo szybko wytraca zarysowany w ekspozycji komiczny klimat, który ustępuje miejsca sądowym procedurom i rodzącemu się (a w zasadzie odradzającemu się po latach) uczuciu między Michelem a jedną z ławniczek – anestezjolożką Dittą (Sidse Babett Knudsen). Procedury tyczą się pewnej, wydawałoby się, jednoznacznej w osądzie sprawy, w której orzeka Racine a która wstrząsa posadami komediowego prologu filmu Vincenta. Martial Beclin (Victor Pontecorvo), główny oskarżony o skatowanie na śmierć swojej siedmiomiesięcznej córki, staje przed sądem, a Racine, przedzierzgając się w czerwoną, obszytą gronostajowym futrem, togę, próbuje przewodniczyć rozprawie, która zamiast nabierać tempa, rodzi coraz to więcej znaków zapytania.

W swoim filmie Vincent przywiązuje dużą wagę do detalu, malując fałszywy obraz swoich bohaterów, ich rysów charakterologicznych, jak i pozornie klarownego w osądzie procesu – po to, by raz po raz burzyć misternie budowaną „prawdę” o całości. „Kiedy czegoś nie wiemy, bazujemy na przeczuciach, które mogą mieć tyle wspólnego z rzeczywistością, co śnieg z latem”, zdaje się tłumaczyć reżyser. W pewnym momencie filmu uwaga widza ulega przesunięciu, zostaje z premedytacją skierowana przez Vincenta na ławę przysięgłych i salę rozpraw, i znów, spodziewamy się klasycznie poprowadzonego dramatu sądowego w stylu Dwunastu gniewnych ludzi (12 Angry Men, 1957, S. Lumet) – ale nic z tych rzeczy. To kolejna przewrotka mająca na celu zdeprecjonowanie motywu przewodniego filmu i skierowanie światła na związek Michela z Dittą, a konkretnie, na niestosowny w ramach etyki zawodowej wyznawanej przez Racine'a, „niekonwencjonalny, ale nie nielegalny”, romans między sędzią a ławniczką.

Ciekawość filmu Vincenta leży w notorycznym, wręcz maniakalnym, zbijaniu widza z pantałyku mylną oceną względem pojawiających się w jego filmie zdarzeń i osób. To paradoksalnie czyni z Subtelności film osobliwie intrygujący i, pomimo wagi tematu samego w sobie, niemal całkowicie pozbawiony dramaturgii. Bohaterowie natomiast, obserwowani z dalszej perspektywy, sprawiają wrażenie pociesznych, ale kiedy przyjrzeć im się z bliższa, stają się ludźmi z krwi i kości, z całą złożonością, którą sobą konstytuują.

Kategoryczna odmowa pójścia na łatwiznę u Vincenta, a nawet swego rodzaju masochizm utrudniania sobie reżyserskiego życia, może budzić najwyższe uznanie, ale i stanowić gorzki wydźwięk nie-tak-gorzkiego zakończenia stojącego za Subtelnością – poszukiwanie prawdy jako jedna wielka podlana blefem mistyfikacja.  


b a r d z o  d o b r y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz