Like a Rolling Stone, czyli „Jackie” Pablo Larraína.
opis filmu: Relacja wydarzeń z życia Jackie bezpośrednio po zamachu i zabójstwie jej męża, prezydenta Johna F. Kennedy'ego w 1963 roku.
Jackie (2016), reż. Pablo Larraín |
recenzja: Jackie powoli ściąga z siebie ubranie. Różowy kostium, który zarówno ona, jak i jej mąż uwielbiali, bezpowrotnie zniszczony. Wchodzi pod prysznic, włącza wodę, zmywa z siebie resztki krwi. Widzimy jedno – myślimy o czymś kompletnie różnym, przerażeniu, jakie musiało towarzyszyć jej na tylnym siedzeniu prezydenckiego kabrioletu, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co zaszło. Widzimy jedno – myśli uciekają do naocznego świadka eksplodującej od pocisku snajperskiego czaszki, słonawej bryzy oblepiającej twarz, kawałków mózgu i kości podskakujących na wypolerowanej karoserii służbowej limuzyny. Widzimy jedno – drugie rozpycha się łokciami, to myśli kotłujące się w głowie Pierwszej Damy: rozpacz, chaos i niedowierzanie w to, co przed chwilą miało miejsce. Limuzyna przyspiesza, nabiera rozpędu i znika za zakrętem.
Jackie (2016) przyjmuje formę wywiadu z dziennikarzem magazynu Life (Billy Crudup), którego zadaniem jest napisanie artykułu pod dyktando byłej Pierwszej Damy (Natalie Portman). To ma być jej historia, w pełni autoryzowana, w której publicysta pełnić będzie rolę narzędzia i posłańca, nie mistrza tabloidu i przeinaczeń. Rozmowa przełamywana jest licznymi retrospekcjami, celującymi głównie w wydarzenia mające miejsce po feralnym 22 listopada 1963 roku, jako z jednej strony sposób na „odchorowanie” niewyobrażalnej tragedii, z drugiej meldunek wykonania zadania – wypełnienie misji godnego upamiętnienia męża, ojca, prezydenta Stanów Zjednoczonych. Młodszy brat JFK, Bobby (Peter Sarsgaard), oferuje jej pomoc i wsparcie, jednocześnie sam próbuje poukładać w głowie wszystko to, do czego doszło na przestrzeni ostatnich dni – w przeciwieństwie do kipiącej skrajnymi emocjami Jackie, na swój własny sposób – chłodny, analityczny, podyktowany protokołami bezpieczeństwa.
Scenariusz pióra Noah Oppenheima skupia się na pozornie niepozornych momentach z życia wdowy po Kennedym, niż tych mocniej zakorzenionych w masowej świadomości, co czyni z Jackie manifest tym bardziej osobisty aniżeli dokumentujący. Larraín portretuje kobietę, która w mgnieniu oka traci grunt pod nogami; próbuje zrozumieć, kim w zaistniałej sytuacji pozostaje dla masy, która obdarzyła męża mandatem zaufania i co dla niej, jak i dwójki osieroconych dzieci, oznacza śmierć osoby najbliższej. Szuka więc sposobu, by dać upust żalowi, by ten z kolei otworzył portal ku tym pełniejszemu katharsis.
Intymna reżyseria, której dopuszcza się Larraín w swoim najnowszym filmie, działa na korzyść historii samej w sobie, uwiarygadniając tym dobitniej jej podmiot – Panią Kennedy i je kryzys egzystencjalny. Jednego dnia funkcjonuje jako żona, Pierwsza Dama, persona, która samą swoją obecnością wywoływała uśmiech na twarzach ogółu; figura, która nie pełniła roli kwiatka do kożucha, ale była kobietą z krwi i kości, z której opiniami liczył się cały mainstream, by w chwilę później wkroczyć w pustkę, przestać reprezentować cokolwiek ważnego czy pozytywnego. Film Pablo Larraína to kropla drążąca skałę tego, jak musi czuć się osoba, której autodefinicja w ciągu jednej chwili przestaje istnieć. Jackie to nie film o zabójstwie Kennedy'ego, to film o uśmierceniu tożsamości. U twórcy El Club (2015) zamach stanowi jedynie trampolinę do opowiedzenia historii kobiety, matki, Pierwszej Damy, ikony popkultury i jej żalu po stracie najważniejszej osoby w życiu – w sposób surowy, podniosły, ale niepozbawiony wzruszeń. Ewidentnie bezkierunkowa w swoich poczynaniach bohaterka musi niejako napisać siebie na nowo, rozpracować to, kim może i powinna być dla siebie i swoich dzieci po feralnym incydencie z Dallas.
Fenomenalna wprost wyobraźnia, idąca w parze z niebagatelnymi umiejętnościami metodycznymi, dały życie kreacji, która (co do tego nie mam żadnych złudzeń) unieśmiertelni Natalie Portman jako aktorkę. Gra Portman opiera swoją siłę na przekazywaniu emocji poprzez wysuwającą się na pierwszy plan mimikę, oprawioną w rama przepięknych zbliżeń autorstwa Stéphane'a Fontaine'a. Subtelne aktorstwo Portman namawia widza do zmiany perspektywy względem postrzegania centralnej postaci dramatu, wymuszając na nim wyjście poza nawias swoistego kult, którym obrosła na przestrzeni lat Pani Kennedy. Partnerujący jej Peter Sarsgaard w roli Bobby'ego w sposób bardzo wychłodzony i powściągliwy, ale i wzruszający, portretuje osobę przedkładającą ratowanie Jackie przed całkowitą rozsypką nad swój własny żal związany z utrata brata. Na uwagę zasługują również niebywale sugestywne, współgrające z obrazem żałobne partytury autorstwa znanej z Micachu and The Shapes Mici Levi.
Jackie to film, który w sposób osobisty i kompletny opisuje dni niewyobrażalnej straty. Istnieje mnóstwo filmów powiązanych tematycznie z zabójstwem prezydenta Kennedy'ego, w których postać Pierwszej Damy doczekała się licznych reżyserskich wizji i aktorskich interpretacji. Jednak nigdy postać Jackie nie była tak prawdziwa, wręcz na wyciągnięcie ręki, jak u Larraína; nie została również nigdy obnażona w taki sposób, w jaki obnażyła ją Portman, w równym stopniu, jak żaden inny dotychczas nakręcony film o pokrewnej tematyce nie był w stanie „udźwignąć” motywu cierpienia, wynosząc jego podmiot do rangi strażnika pamięci.
Paulinie
b a r d z o d o b r y
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz