Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Ciemniejsza strona Greya

Im dalej w las, czyli „Ciemniejsza strona Greya” Jamesa Foleya.

opis filmu: Podczas gdy Christian walczy ze swoimi wewnętrznymi demonami, Ana mierzy się z gniewem i zazdrością jego byłej uległej.

Ciemniejsza strona Greya (2017), reż. James Foley


recenzja: Niemal równo dwa lata temu Pięćdziesiąt twarzy Greya (Fifty Shades of Grey, 2015), jedna z najgłośniejszych ekranizacji książkowych roku 2015, ściągnęła do kin na całym świecie chordy spragnionych erotycznych wrażeń kinomanów. Zapowiadany szumnie w mediach jako pełen seksu, władczości i łóżkowych perwersji melodramat, nie powalał ani melodramatyzmem, wybujałym przesłaniem, grą aktorską, ani gwarantowaną przez twórców cielesnością. Wszak jednego nie można było Pięćdziesięciu twarzom Greya odmówić, w przeciwieństwie do wchodzącej na ekrany kin kontynuacji, film cechowała spójna i jasna fabuła, a mianowicie to, ile główna bohaterka, Anastasia Steele (Dakota Johnson), jest w stanie znieść w kontekście szerokiego spektrum perwersyjnych działań, jakich dopuszczał się na swojej „uległej” tytułowy Pan Grey (Jamie Dornan). Ana przekroczyła granicę, zza której, wydawałoby się, nie ma powrotu. A jednak.

Brak spójności fabularnej sequela Jamesa Foleya jest zatrważający, więc zadaniem wprost karkołomnym staje się oddanie w pełni tego, co zostało zawarte na osi czasowej filmu. Niemniej jednak – spróbuję. Ana ignoruje Christiana, ale w głębi duszy nadal intrygują ją skrywane przez potentata finansowego tajemnice. Nieśmiały uśmieszek, jako reakcja na nadesłany pocztą kwiatową bukiet białych róż z liścikiem, jest tego dobitnym dowodem. Chwila, moment, i jest, ze strony Christiana pada deklaracja, bardzo, ale to bardzo romantyczna, wyrażona słowami: „Chcę cię z powrotem”, następnie szybka kolacja w wykwintnej restauracji (sekwencja, w  której Christian, względem obsługującego parę kelnera, zachowuje się jak zwykły cham, zapaliłaby czerwoną lampkę w głowie każdej, ale nie Any, gdyż ona pragnie powrotu) i – prosimy tu o fanfary – dwójka zafascynowanych sobą postaci znów pada sobie w objęcia. Jesteśmy razem. Tym razem – na zawsze razem...

Ana wróciła do Christiana. To nie jest spoiler, ponieważ nic, co zawarte w Ciemniejszej strony Greya (Fifty Shades Darker, 2017) nie może o spoilerze stanowić. Żadna z rozłożonych na osi czasu sekwencja scen nie ma jakiegokolwiek wpływu na dalszy rozwój wydarzeń. Oglądanie filmu Foleya przypomina oglądanie kompilacji skeczy kabaretowych lub ułożonych w przypadkowy sposób wybranych odcinków jakiegoś sitcomu, z których usunięto „śmiech z puszki”. Wszystko, co tyczy się relacji na linii Christian-Ana po reanimacji ich związku, jak również osób z ich najbliższego otoczenie (głównie tytułowej postaci): Grace (Marcia Gay Harden), która po samobójstwie biologicznej matki Christiana, zajęła się wychowaniem chłopca; Eleny Lincoln (Kim Basinger), która wprowadziła nastoletniego Greya w fascynujący świat erotyzmu; byłej „uległej” Leili (Bella Heathcote), chorobliwie zazdrosnej, wręcz uzależnionej od swojego „pana”, kończąc na szefie Any, Jacku (Eric Johnson), ewidentnie podatnym na wdzięki ponętnej Anastasii – cechuje losowość. 

Pierwszą połowę filmu Foleya wypełniają nieśmiałe uśmieszki, drugą natomiast pozbawione jakiejkolwiek emocji pauzy między kolejno wypływającymi z ust głównych bohaterów deklaracjami, ogołoconymi z jakiejkolwiek głębi czy znaczenia. Wokół całości orbitują, znane już z pierwszej części, przepełnione komiksowym erotyzmem ekstatyczne ochy, achy, pomruki, przygryzane wargi i malujące się na twarzach krasne rumieńce. Różnica polega na niemal całkowitym wyłączeniu motywu przewodniego z wcześniejszej odsłony – epatowania, wręcz fetyszyzowania seksualnych praktyk BDSM. Żeby nie było – seksu jest całkiem sporo, jednak podany w formie sterylnej, wykastrowanej z jakiejkolwiek sensualności, bez fantazji, za to z kanciastą mechaniką i toporną inscenizacją. Sceny erotyczne polegają głównie na epatowaniu nagością, z okazjonalnymi impresjami BDSM, zasadniczo na żądanie Any, jako że Christian pragnie zmiany i stara się trzymać na wodzy swoje perwersyjne żądze.

Problem z Ciemniejszą stroną Greya polega na tym, że niemal wszystkie z kolejno wprowadzanych przez reżysera postaci – w szczególności Elena i Jack, są są ledwo zarysowane, pozbawione własnego, autonomicznego rysu; funkcjonują jedynie jako preludium, swoisty punkt zaczepienia, negatywny rzecz jasna, celujący w to, co ukaże się w trzeciej, finalnej odsłonie serii (irytująca, choć modna w obecnych czasach praktyka w tworzeniu filmowych franczyz). Oprócz erotyzmu, kanwy, którą stoi seria, drażni również scenograficzny tumiwisizm; z luksusowymi apartamentami, które są po prostu luksusowe i nic poza tym, a ponadto lokują produkty (kolejna przykra, choć modna filmowo-serialowa praktyka, z miejsca degradująca obraz do poziomu, nomen omen – sklepowego produktu). Charakteryzacja i kostiumy nie posiadają żadnego wyraźnego stylu, a stockowy OST, zestawiony z poszczególnymi piosenkami, zlewa się muzycznie i tekstowo w jeden wielki przaśny, jarmarczno-folwarczny banał. Może się czepiam, ale inscenizacyjną czarę goryczy przelał pewien szczegół, mianowicie znajdujący się w pokoju młodego Christiana (biorąc poprawkę na metrykę Greya i premierę światową filmu, którego plakat wisiał na ścianie, mógł mieć wtedy jakieś dwadzieścia lat) poster Kronik Riddicka (The Chronicles of Riddick, 2004). Konia z rzędem temu, kto w logiczny sposób powiąże blockbuster Davida Twohy'ego z fabułą Foleya.

Pięćdziesiąt twarzy Greya było kiepskim filmem, ale fabularnie uporządkowanym i w miarę logicznym, angażującym widza rodzącym się na naszych oczach uczuciem między dwójką głównych bohaterów. Widać było w tym spory potencjał, który rzecz jasna został roztrwoniony, ale istniał i rodził nadzieję. Ciemniejsza strona... wprowadza elementy thrillera, kryminału, przesadnie rozbudowany na rzecz ilości, nie rysu charakterologicznego, drugi plan, a całość traci na spójności. Film Foleya jest bełkotliwy, nudny, bazujący na podstawowych instynktach i co gorsze – śmieszny, nie w kontekście zawartego w nim humoru, ale inscenizacyjnej i dialogowej egzotyki. Nawet gdyby Ciemniejszą stronę Greya dystrybuowano w 3D, nie pomogłoby to filmowi Foleya uniknąć nominacji do nagrody najbardziej płaskiej produkcji Anno Domini 2017. Jaki film – taka puenta. Sorry.


b a r d z o  s ł a b y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz