Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Arrival

Co ma być kiedyś, już jest, czyli „Nowy początek” Denisa Villeneuve'a.

opis filmu: Po serii lądowań obcych na Ziemi wojsko werbuje eksperta lingwistyki, którego zadaniem jest odkrycie nastawienia przybyszy z kosmosu.

Nowy początek (2016), reż.  Denis Villeneuve


recenzja: Względność czasu od zawsze była wdzięcznym tematem stojącym za filmami sci-fi. Jednak kino gatunkowe ostatnich lat zaczęło kłaść naciska nie tyle na pojęcie samo w sobie, co wyzierający z niego pasywizm. Tak było w przypadku Grawitacji (Gravity, 2013, A. Cuarón), Interstellar (2014, C. Nolan) czy Drzewa życia (The Tree of Life, 2010, T. Malick), który nie jest filmem fantastycznonaukowym sensu stricto, ale bazuje analogicznych założeniach, jak chociażby te zawarte w arcydziele-ikonie gatunku – 2001: Odysei kosmicznej (2001: A Space Odyssey, 1968) Stanleya Kubricka. W powyżej przytoczonych filmach pełne metaforycznego napięcia międzygwiezdne zapędy znajdowały się na kursie kolizyjnym z ludzkim cierpieniem, a bohaterowie próbowali wykroczyć poza jego istotę i zrozumieć coś, co leży poza ludzkim poznaniem. W najnowszym filmie Denisa Villeneuve'a jest podobnie, choć całkowicie inaczej.

Clou Nowego początku (Arrival, 2016) nie stanowi dwanaście elipsoidalnych obiektów, które zwisły nad Ziemią, nie stanowi jej ani utytułowana lingwistka Louise Banks (Amy Adams), wybitny fizyk Ian Donnelly (Jeremy Renner), ani pułkownik Weber (Forest Whitaker), swoisty koordynator działań dwójki intelektualistów próbujących porozumieć się z wysłannikami obcej cywilizacji, tym samym zrozumieć powód stojący za ich przybyciem. Największa przyjemność płynie z obserwowania głównych bohaterów w ich mrówczej pracy, ze wszystkimi problemami i dylematami, które napotykają na swojej drodze badawczej: nielinearna ortografii, braku jednoznacznego określenia początku i końca zdaniowego, jak i związku między tym, co zapisują (komunikują na zasadzie piktogramów), a tym, co werbalizują przybysze z kosmosu. Istotą jest również suma procesu komunikacji, która u Villeneuve'a znajduje swoje uzasadnienie w hipotezie Sapira-Whorfa, relatywizmie językowym; tym, jak język jest w stanie determinować w mniejszym lub większym stopniu procesy myślowe. Budowa języka niejako programuje mózg osoby, która danym językiem się posługuje, przez to, na czas operowania strukturami leksykalno-gramatycznymi innego języka, staje się ona zupełnie inną osobą. To jak jazda dwoma autami jednocześnie, lub bycie dwoma autami jednocześnie, tyle że każdy z nich zmierza w zupełnie innym kierunku.

„Im więcej wiesz, tym więcej pozostaje do poznania i wciąż tego przybywa”, słynny cytat z Francisa Scotta Fitzgeralda u Villeneuve'a znajduje przełożenie na filmową rzeczywistość. Im więcej ludzkość uczy się o obcych, tym bardziej się ich obawia, a fakt, że nad Ziemią zawisło dwanaście statków kosmicznych, tym bardziej potęguje negatywne nastroje społeczne i te decyzyjne, idąc dalej, potrzebę definiowania, redefiniowania i reakcji. Sztukę kreowania obrazów jednocześnie eleganckich i budzących grozę Villeneuve opanował do czystej perfekcji. Formuła ta sprawdziła się wprost fenomenalnie w przypadku zeszłosezonowego Sicario (2015), sprawdza się i teraz. Reżyser nie próbuje prowadzić widza na smyczy klasycznej narracji, a pozwala wypłynąć mu na szerokie wody nierealnych światów. „Nie jestem pewna, czy wierzę w początki i końce”, stwierdza na wstępie filmu główna bohaterka Louise. I choć w przypadku Nowego początku początek wydaje się być dla widza wiadomy, jasny i przejrzysty, finałowa wolta podkopie, zupełnie jak u protagonistki, sens ich etykietowania. Villeneuve adaptuje koncept Sapira-Whorfa i „rozjeżdża się” w nim równolegle w dwóch przeciwstawnych kierunkach – stylu i transcendencji. Twórcy bawią się przyzwyczajeniami widza do linearnej narracji używanej przy tworzeniu większości filmów tradycyjnego kina, gdzie przyczynowo-skutkowość fabuły prowadzi do nieuchronnego rozwiązania przywracającego wyjściowy porządek świata. W przypadku Nowego początku ów „tradycyjny porządek rzeczy” należy postrzegać nie przez pryzmat układu a rozkładu lub typowej dla „mindfuck movies” fabularnej inwersji.

Najnowszy film twórcy Pogorzeliska (Incendies, 2010) to, jak do tej pory, jego najdojrzalsza produkcja i film sci-fi, który bardziej niż sięganiem gwiazd zainteresowany jest ich tłumaczeniem. Mimo wielopłaszczyznowości jest to obraz niebywale intymny i całościowo poruszając. Wielka w tym zasługa zarówno pracy operatorskiej Bradforda Younga, co komplementujących całość minimalistycznych partytur Jóhanna Jóhannssona. Villeneuve jak nikt inny potrafi „uziemić” metafizykę i metaforykę bez szkody dla wykreowanej na potrzeby filmu atmosfery. To swego rodzaju odwleczona w czasie, ale jednak, emocjonalna zapłata, którą widz otrzymuje w finale opowieści zawieszonej gdzieś między światami Louise i Iana, Ziemi i poza-Ziemi, tego, co ma być kiedyś i już jest. 


r e w e l a c y j n y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz