Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Gangster Squad. Pogromcy mafii

GŁOS OBOWIĄZKU 

Po piątkowej projekcji filmu Gangster Squad. Pogromcy mafii (2013), Rouben Fleischer – reżyser dobrze przyjętego Zombieland (2009), czyli cierpień młodego fana World of Warcraft w świecie post-zombie-apokaliptycznym i bezpłciowego, o trzydzieści minut a nawet więcej za długiego, 30 minut lub mniej (2011) – jawi mi się z jednej strony jako wielbiciel twórczości Briana De Palmy, z drugiej strony jako jego nieudolny imitator. Bo jak inaczej wytłumaczyć natłok zbieżności fabularnych między najnowszym filmem Fleischer’a a Nietykalnymi (1987) De Palmy – klasykiem kina gangsterskiego. 

Sean Penn jako Mickey Cohen

Gangster Squad… to w dużej mierze remake Nietykalnych, aczkolwiek z bardziej podrasowanym zakończeniem oraz – co istotne – przeniesieniem akcji z podziemnego świata Chicago ery prohibicji do powojennego Los Angeles. Najnowszy film Fleischer’a stara się dorównać oryginałowi, jednak w dużej mierze zawodzi; twórca operuje w nim kliszami ogranymi już na dziesiątki sposobów w kinie gangsterskim, a przesadnie nachalne odniesienia do Nietykalnych sprawiają, że film staje się zbyt przewidywalny, aby mógł wyryć się w pamięci na dłużej niż czas seansu. 

Film sprawdza się za to, jako kino akcji; trzyma w napięciu, momentami ocierając się o nurt kina exploitation, co wpływa na dynamikę i naturalizm ukazywanych scen. Przesiąknięty krwią, wystrzałami, i ogólnie rzecz biorąc totalną rozwałką film funduje fanom kina akcji wszystko to, czego winno spodziewać się po tego typu produkcji. Świetna rola Seana Penna wcielającego się w rolę gangstera z krwi i kości Mickey’a Cohena, przywołuje reminiscencje niedoścignionej kreacji Al’a Pacino – Tony’ego Montany z Człowieka z blizną (1983). 

Rok 1949. Mickey Cohen umacnia swoje – oparte w głównej mierze na prostytucji, wyzysku, narkotykach i handlu bronią – imperium zła. Po swojej stronie, oprócz zastępu bandziorów rzecz jasna, ma połowę funkcjonariuszy lokalnej policji, sędziów i wygadanych politykierów. Mickey ma wielkie plany; określa siebie mianem „postępu”, a celem nadrzędnym w jego przypadku zdaje się być uzyskanie wszech-kontroli nad przepływem brudnej gotówki w Mieście Aniołów. Na drodze stanie mu grupa sześciu oddanych swojej pracy przedstawicieli prawa, dowodzonych przez sierżantów O’Marę (Josh Brolin) i Wooters’a (Ryan Gosling). Tytułowy Gangster Squad nie uznaje żadnych półśrodków, i wszystkimi możliwymi sposobami będzie starać się pokrzyżować plany Cohena. 

Zupełnie jak De Palma w Nietykalnych, tak i Fleischer w Gangster Squad… podszedł zupełnie luźno do prawdziwości ukazywanych wydarzeń. W rzeczywistości, Cohena, jak i Capone zniszczyły podatki, a w zasadzie ich niepłacenie; ujawnione źródła nielegalnych dochodów stały się ich aktem oskarżenia – gwoździem do trumny ich szemranych interesów. Fleischer funduje nam bardziej dramatyczny finał – przesiąknięty testosteronem, pościgami, mordobiciem; tonami pocisków zalewających wszystko i wszystkich na swojej drodze. 

Gangster Squad… nie mógł stanowić wyzwania aktorskiego dla kreujących swoje role aktorów, takich jak: Sean Penn, Josh Brolin, Ryan Gosling czy Nick Nolte. Widać było jednak, że to im zupełnie nie przeszkadza; świetnie czuli się w swoich rolach. Reszta obsady wypadła na ekranie całkiem zadowalająco – acz bez fajerwerków. 

Gangster Squad. Pogromcy mafii z pewnością przypomni widzom o Nietykalnych, i choć na tle pierwowzoru De Palmy film Fleischer’a wypada nad wyraz przeciętnie, to rozpatrując go tylko i wyłącznie przez pryzmat samego filmu, należy przyznać, że w ogólnym rozrachunku twórca Zombieland wyszedł obronną ręką. Film cieszy oko ciekawymi ujęciami, dobrze zmontowanymi scenami akcji (świetna, wypełniona cut-scenkami scena odbicia sierżanta O’Mary z więzienia w Burbank) oraz wyśmienitą scenografią przypominającą tą z Wrogów publicznych (2009) Michaela Mann’a. Solidna porcja kina akcji z krwi i kości – dosłownie. 

Ocena: 6/10 (niezły)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz