Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

La Reina de España

Portretowanie realizmu, czyli „Królowa Hiszpanii” Fernando Trueby.

opis filmuHollywoodzka gwiazda przyjeżdża do Hiszpanii, by zagrać w filmie. Gdy reżyser zostaje niespodziewanie aresztowany, ekipa filmowców rusza mu na ratunek i obmyśla genialny i szalony plan ucieczki.

Królowa Hiszpanii (2016), reż. Fernando Trueba


recenzja: Fernando Trueba swoją Królową Hiszpanii (La Reina de España, 2016) próbuje obśmiać złotą erę hollywoodzkiego przemysłu filmowego. I należy oddać co cesarskie cesarzowi, a co reżyserskie – reżyserowi, że idąc za przykładem braci Cohen w Ave, Cezar! (Hail, Caesar!, 2016), zabiera się do pracy z godnym sprawy zapałem i animuszem. Jednak to, co w przypadku twórców Fargo (1996) zagrało, czyli balans między szyderą a schlebianiem, „dialogiem” a dialogiem, finalnie – pasją a tanim sentymentalizmem (spoiwo frapującej w swojej oczywistości diagnozy postawionej mechanizmom rządzącym Fabryką Snów), u Trueby kompletnie się nie sprawdza.

Królową Hiszpanii należy traktować jako sympatyczną komedyjkę z ratującą całość rolą Penélope Cruz. Po raz drugi, po Dziewczynie marzeń (La Niña de tus ojos) z 1998 roku, Cruz przychodzi mierzyć się z rolą wyimaginowanej hiszpańskiej aktorki Macareny Granady. Jednak ani uwijająca się jak w ukropie obsada, ani „historia” stojąca za sequelem, czyli to, że w filmie pojawiają się wszyscy główni odtwórcy ról z pierwszej części, tym bardziej autorska sygnatura, a nawet muzyka skomponowana przez samego Zbigniewa Preisnera, która, tak na marginesie, na kilometr zalatuje „szrotem”, nie są w stanie uratować fabuły o niczym.

Niby film cechuje ta sama dynamika, co w nominowanej do Oscara animacji Chico i Rita (Chico & Rita, 2010) teamu Mariscal-Trueba-Errando. Niby sporo się dzieje: mamy quasi-archiwalia i kroniki filmowe, meta-konteksty historyczne wyrażone w nieporadnej, przerysowanej i w ogóle donkiszotowskiej próbie „odmrożenia” stosunków na linii Ameryka-Hiszpania generała Franco, Salem senatora McCarthy'ego i Izabeli I Kastylijskiej w tle, formalną matrioszkę (film przedstawiający film w filmie), a nawet „glimpse” za kulisy blockbusterów lat 50. Właśnie – niby. 

Twórcom Królowej Hiszpanii brakuje skupienia. W sposób całkowicie chaotyczny i nieprzemyślany przeskakują pomiędzy pastiszem a śmiertelną powagą, centralną fabułą a plątaniną wątków pobocznych, daremną próbą politycznego rozliczenia się z przeszłością narodu a retro-fasadowością filmu osadzoną na fundamentach magii złotej ery Hollywoodu. A może jak „rzuca” w jednej ze scen grana przez Rosę Sardà Rosa Rosales: „Portretowanie realizmu w Hiszpanii jest całkowicie nierealistyczne”. Clou sprawy? Nie jestem co do tego przekonany.


u j d z i e

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz