Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Paterson

Rzecz do rzeczy, czyli „Paterson” Jima Jarmuscha.

opis filmu: Kierowca autobusu prowadzi szczęśliwe życie u boku żony Laury, tworząc wiersze inspirowane zaobserwowanymi w pracy wydarzeniami.

Paterson (2016), reż. Jim Jarmusch


recenzja: „Składaj nie idee, ale rzecz do rzeczy” – swoiste pryncypium, którym kierował się w swojej pracy William Carlos Williams, patron najnowszego filmu Jima Jarmuscha, silnie rezonuje z czasem i miejscem akcji, jego bohaterami i zdarzeniami i całą resztą świata przedstawionego. Paterson (2016) to piękny sonet do poetyki życia codziennego, introspektywny wgląd w jeden tydzień z życia tytułowego bohatera, który z perspektywy kierowcy miejskiego autobusu, w sposób banalny, choć zarazem godny podziwu, zestawia ze sobą prozę życia zawodowego z poezją tego, czym zajmuje się po godzinach i w ich trakcie.

Paterson jest bezgranicznie zakochany w swojej żonie Laurze (Golshifteh Farahani), jego życie osobiste nie niesie za sobą żadnych większych problemów, a czynniki stresogenne w miejscu pracy są praktycznie nieistniejące. To sprzyja rozmyślaniom. Za każdym razem, kiedy kończy zmianę i niespiesznym krokiem kieruje się w stronę domu, to wie, że czeka tam na niego kolejny kaprys swojej ukochanej. Zmieniające się jak w kalejdoskopie życiowe fanaberie, którymi raz po raz „bombarduje” swojego męża, nie zmieniają faktu, że jest ona, na równi z codziennością miasta Paterson, naczelną muzą jego poezji, osobą wielce utalentowaną, choć całkowicie pozbawioną asertywności, traktującą pasję męża jako poetycką formę dokumentacji ich wspólnego życia. Oprócz pracy i domu, powszedniość głównego bohatera nie omija cowieczornych spacerów z buldogiem Marvinem oraz „posiadówek” w ulubionym barze, gdzie może wychylić piwko i pogawędzić z jego właścicielem (Barry Shabaka Henley) na tematy z jednej strony wychodzące poza ramy beznamiętnego small-talk'u, z drugiej idealnie wpisujące się w konwenans rozmów o niczym.  

Bazujący na zbliżonych prefabrykatach co Dym (Smoke, 1995) duetu Auster-Wang, film Jima Jarmuscha hołduje bohaterom z natury dobrym, prowadzącym proste życie, stawiającym sobie nieskomplikowane cele. Wszystkie rozmowy, którym reżyser daje początek, to rozmowy niedokończone, w których brak puenty staje się celem samym w sobie. W jednej ze scen Paterson zostaje zaczepiony przez grupkę lokalnych uliczników. To, co początkowo zapowiada się na zagrażające życiu i zdrowiu spotkanie z typami spod ciemnej gwiazdy, finalnie kończy się zwykłą wymianą uprzejmości. Wszystkie rozmowy, które w sposób pośredni czy też bezpośredni tyczą się tytułowego bohatera, odsłaniają przed nim zadziwiająco życzliwy świat. Budowlańcy dyskutujący o kobietach, które mieli okazję spotkać, ale zabrakło im odwagi, by pójść krok dalej, zostają przez reżysera odprawieni z kwitkiem. Rozmowa prowadzona przez dwójkę nastolatków na temat pewnego związanego z miastem Paterson anarchisty, jak również japoński turysta pojawiający się w ostatnim segmencie filmu, podobnie jak główny bohater, poeta i osoba żywo zafascynowana twórczością Williama Carlosa Williamsa, nie pozostawiają po sobie nic szczególnego, ale jednak coś: drobiazgi cementujące szczęście poprzez rytuały dnia codziennego, z namaszczeniem powtarzane w domu i w pracy, podczas niedzielnego obiadu czy w przerwie na lunch, w barze, na ławce w parku, podczas wyprowadzania psa na spacer, w rozmowach jak-minął-dzień i witaj-co-u-ciebie-słychać.

Paterson jako miejsce, z jego mieszkańcami, których bohater zna i których spotyka na co dzień, widziane jest jako uniwersum utrwalane poprzez repetycje. Wyznacznikiem jego granic jest on, zwyczajny kierowca autobusu, którego poezja wykracza daleko poza niezmienną trasę linii 23. Poetyckie przestrzenie, które wypełnia, początkowo mamrocząc do siebie, następnie bazgroląc w swoim zeszycie, by następnie zaprezentować całość swoim odbiorcom (widzom) rozpływają się w powietrzu niczym dym, ten sam, w którego oparach ulatywały rozmowy Auggiego Wrena (Harvey Keitel) i Paula Benjamina (William Hurt), bohaterów filmu Austera i Wanga.     

W swoim wyważonym optymizmie, ale jednak – optymizmie, Paterson stanowi wyraźny kontrapunkt względem Taksówkarza (Taxi Driver, 1976) Martina Scorsese, którego Jarmusch, niemal na każdym kroku, poddaje parafrazie. W przeciwieństwie do Travisa Bickle'a, Paterson nie jest ubezwłasnowolniony przez piekło, które sprowadził na siebie i klientów swojej taryfy. On nie błaga o boski deszcz, który byłby w stanie zmyć cały ten zalegający na ulicach syf – prosto w kanał. On jest częścią społeczności, której służy i z którą jest związany, nierozerwalnie – jak drogi dla swojego autobusu i czas dla myśli, które składa w całość.


r e w e l a c y j n y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz