Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Blair Witch

Fortel doskonały, czyli „Blair Witch” Adama Wingarda.

opis filmu: Grupa studentów wyrusza do lasów Black Hills w poszukiwaniu dawno zaginionej siostry jednego z nich. Wiele wskazuje na to, że wyprawa może przynieść efekt, szczególnie, że swoją pomoc oferują dwaj miejscowi przewodnicy. Jednak wkrótce po wejściu w głąb lasu, po zapadnięciu zmroku, wędrowcy zaczynają doświadczać niepokojącej obecności. Jasne staje się, że legenda o klątwie wiedźmy z Blair jest bardziej przerażająca i bardziej prawdziwa niż ktokolwiek mógł przypuszczać.

Blair Witch (2015), reż. Adam Wingard


recenzja: A jednak bardzo dobrze się stało, że osoby stojące za sukcesem takich game-changer'ów jak Piła (Saw, 2004, J. Wan), Paranormal Activity (2007, O. Peli) czy The Ring (2002, G. Verbinski) połączyli siły i wskrzesili Blair Witch Project (The Blair Witch Project, 1999) – ponadczasowy klasyk Daniela Myricka i Eduardo Sáncheza, film uznawany za Matrix wśród horrorów „found-footage”.

Blair Witch (2016) bierze szturmem emocje widza i jego zmysły, cielesność swoich bohaterów i ich zdrowie psychiczne, i zupełnie jak w przypadku swojego poprzednika, nie bierze przy tym żadnych jeńców. Scenarzysta Simon Barrett trzyma całość w ryzach kanonu, sięgając jednocześnie po zawartą w oryginale filmu mitologię, ale której ostrze nie stanowi oręża przeciwko widzowi – wręcz przeciwnie. Aby docenić film Wingarda niby nie jest wymagana ani znajomość Blair Witch Project, ani luźno związanego z pierwowzorem i zrealizowanego w konwencji fabularnej sequela – Księgi cieni: Blair Witch 2 (Book of Shadows: Blair Witch 2, 2000, J. Berlinger). Choć trzeba przyznać, że zdecydowanie pomaga, aby w pełni czerpać przyjemność z samego oglądania i z tego, co znajduje ujście gdzieś między kadrami. Blair Witch to film, który pozoruje na Blair Witch Project, a Wingard i Barrett ze swadą magika i premedytacją godną sadysty nie robią nic, aby wyprowadzić widza z błędu – aż do sekwencji mocarnych twistów w trzecim akcie. Perfidia fortelu ze strony twórców polega na tym, że w momencie, kiedy widz przestaje już czekać i łudzić się, że nagle otrzyma coś, co wychodziłoby poza ramy remake'u, dostaje finał jako rodzaj antytezy finału z filmu Myricka i Sáncheza, który przetwarzać będzie jeszcze na długo po ustaniu napisów końcowych.

Blair Witch powinien zadowolić, choć pewnie nie zaskoczy, sezonowych fanatyków horrorów i innych transgresji – zdewastuje natomiast całą resztę. Wingard bawi się konwencją, przełamuje tradycyjne schematy, miesza podgatunki, jakie na przestrzeni lat zdążył wykształcić horror. Blair Witch to film, który ma spore zadatki na to, aby – tak jak w latach 70. Egzorcysta (The Exorcist, 1973) Friedkina, dekadę później Koszmar z ulicy Wiązów (A Nightmare on Elm Street, 1984) Cravena czy Candyman (1992, B. Rose) na początku lat 90. – konkretnie przeorać psychikę młodego, niezaprawionego w gatunkowych bojach widza.

Osobliwą ironią losu jest to, że sequel filmu, który dał życie jednemu z bardziej nośnych podgatunków, staje się zbawcą samego gatunku. Historia zatacza koło, ale z wartością dodaną – przeszywającym doświadczeniem emocjonalnym i niemal całkowitym zniesieniem narracji, a nie jedynie fasadą, pierwszoosobową perspektywą, ujęciami z tzw. „ręki” plus upozorowaną autentycznością historii, które w momencie premiery filmu duetu Myrick-Sánchez stanowiły o nowej jakość, w gruncie rzeczy tych samych ogranych schematów.

Podsumowując, lubisz horrory – wybierz się na Blair Witch. Lubisz horrory, które stają się czymś więcej niż są w rzeczywistości – wybierz się na Blair Witch, ale wcześniej sięgnij po... Project   


r e w e l a c y j n y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz