Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Oculus

Po drugiej stronie lustra, czyli „Oculus” Mike'a Flanagana.

zarys fabuły: Kaylie Russell stara się oczyścić z zarzutów skazanego za morderstwo brata. Chce dowieść, że przestępstwo zostało popełnione przez istoty nadprzyrodzone.

„Oculus” (2013), reż. Mike Flanagan


recenzja: W „Oculusie” Mike'a Flanagana śledzimy losy dwójki rodzeństwa – Kaylie (Karen Gillan) i Tima Russell’ów (Brenton Thwaites). Tima poznajemy w momencie, kiedy po jedenastu latach pobytu w psychiatryku, jako terapii mającej na celu uporządkowanie traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, opuszcza placówkę (tak w telegraficznym skrócie: ojciec na oczach dwójki swoich dzieci zabija matkę, syn w odwecie zabija ojca i trafia na oddział zamknięty). Na zewnątrz czeka na niego siostra Kaylie, która postanawia oczyścić brata z zarzutów, zrzucając całość odpowiedzialności za śmierć rodziców na pewne tajemnicze lustro. Wkrótce dwójka bohaterów zostaje wciągnięta (na własne życzenie) w świat śmiercionośnego artefaktu, w którym przyjdzie im kwestionować nie tyle zwodniczą i szatańsko groźną rzeczywistość, co cały ciąg przyczynowo-skutkowy własnych działań, mających na celu dowiedzenie istnienia nadprzyrodzonych mocy drzemiących w lustrze i finalne go zniszczenie.

Koncepcyjnie film Flanagana rozwija się w sposób zbliżony do „Naznaczonego: rozdział 2” (2013) Jamesa Wana – oferuje jednak znacznie więcej. Jeżeli komuś wydaje się, po przeczytanym wstępie, że „Oculus” będzie niczym innym jak kolejnym „straszakiem” o nawiedzonym domu i skrzętnie skrywanych tajemnicach rodzinnych, to grubo się myli. „Oculus” w sposób dogłębny gra na emocjach widza, jak i głównych bohaterów; manipuluje, zwodzi, lawiruje miedzy tym, co rzeczywiste, a tym, co jest jedynie iluzją, kreacją na potrzeby perfidnej rozgrywki lustrzanego oka. I trzeba przyznać, że film jest w tym wszystkim niebywale skuteczny. Tu nic nie jest takie, jakim się wydaje. Mocnym punktem „Oculusa” – oprócz ciekawie wtrącanych retrospekcji, skoków i zapętleń czasowych (brawa dla montażystów) – jest narracja, która moim zdaniem nie znajduje satysfakcjonującego finału, ale sama w sobie, jako wędrówka bohaterów przez budowany na fantasmagoriach pokaleczony świat bestialskiego lustra, jest na tyle pojemna i niejednoznaczna, że z łatwością można przymknąć oko na przeciętne aktorstwo i nijakie zakończenie filmu.

Kameralność i głębia to czynniki, które nasycają najnowsze dzieło twórcy niezwykle udanej „Absentii” (2011). „Oculus” spełnia wszelkie wymagania dobrego filmu grozy i zadaje przy tym kłam obecnie panującym trendom, że jedynie słuszny i skuteczny efekt przerażenia wśród przeciętnego zjadacza popcornu można uzyskać, fundując mu kolejny filmowy klon wypełniony hordami zmutowanych zombie, wampirów tudzież innych demonów dopieszczonych bombastycznymi efektami specjalnymi i „dłubaniną” asów od CGI. Flanagan stworzył klasyczny horror, który przeraża zarówno licznymi skokami napięcia, dosłowną obrazkowością (sporo wody w Dunajcu upłynie, zanim sięgnę po jabłko), co gęstą od niedopowiedzeń atmosferą paranoi i szaleństwa. Z filmu bije zaangażowanie twórców, którzy robią co mogą (raz z lepszym, raz z nieco gorszym skutkiem), aby uniknąć schematów i oklepanych zagrywek typowych dla gatunku „ghost stories”. Efekt? Bardziej niż zadowalający. I choć film nazbyt często „puszcza oko” w kierunku innych produkcji genre’u – „Ręki Boga” (2001) Paxtona, „Luster” (2003) Seong-ho Kima, „Lśnienia” (1980) Kubricka – a finał pozostawia pewien niedosyt, nie zmienia to faktu, że całość prezentuje się nad wyraz ciekawie i powinna przyciągną do kin nie tyle fanów wszelkiej maści „straszaków”, co dobrego kina w ogóle. Polecam.   


d o b r y

1 komentarz: