Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Kreuzweg

Hardkor Dogma, czyli „Droga krzyżowa” Dietricha Brüggemanna.

zarys fabuły: Nastoletnia Marie jest członkiem fundamentalistycznej społeczności katolickiej, która odrzuca wszystko, co współczesne. By zbliżyć się do Jezusa, dziewczyna podąża Drogą Krzyżową.

„Droga krzyżowa” (2014), reż. Dietrich Brüggemann


maxi-recenzja: Asceza to alfa i omega najnowszego filmu Dietricha Brüggemanna. Uderzająca w poważne tony, drobiazgowa w każdym calu, dopełniona niemiecką filozofią precyzyjnych kategorii i autorskim labiryntem znaczeń „Droga krzyżowa” to, gdzieś podskórnie, między kadrami, nic innego jak zawoalowana w formie satyra na fanatyzm, ten religijny, który w przypadku najnowszego filmu twórcy „Biegnij jeśli możesz!” (2009) znajduje odzwierciedlenie w postawie czternastoletniej Marii (Lea van Acken) i jej rodziny funkcjonującej według rygorystycznych zasad Wspólnoty Świętego Pawła (fabuła inspirowana rzeczywistym Bractwem Kapłańskim Świętego Piusa X). Reżyser splata cierpienie Chrystusowe z osobistym poświęceniem Marii wyrażonym w czternastu stacjach Drogi Krzyżowej, czyli u Brüggemanna czternastu sekcjach, pojedynczych, statycznych ujęciach, w których każdy ruch, gest i wynikająca z niego emocja wpasowuje się w ramy surowej, pokutnej ekspozycji.

Czym powinien charakteryzować się prawdziwy wojownik Chrystusa? Gdzie toczy się walka? Kim jest wróg? Maria zna odpowiedzi. Ale czy rzeczywiście jest to jej autonomiczne stanowisko, czy wpojona za młodu doktryna religijna, swoista teokracja strachu, która oderwana od rzeczywistości zaburza naturalny porządek rzeczy? „Droga krzyżowa” to wstrząsający i zniewalający zarazem film, w którym każda scena, poprzedzona czarną planszą z białym napisem jako zapowiedź kolejnej stacji Męki Pańskiej, w kontekście głównej bohaterki musi prowadzić do ostatecznej katastrofy – pięknego końca świata, bo opowiedzianego językiem religii, filozofii i sztuki.  

„Droga krzyżowa” to z jednej strony film zniewalający, formalnie piękny, momentami ocierający się o absolut, z drugiej wywrotowy i bluźnierczy; to pamflet na ludzkość i wiarę, grzech i poświęcenie, lecz bez przeszarżowanej retoryki, wypaczonych idiomów czy jarmarcznego rechotu. Bywa, że film uderza w oskarżycielskie tony, moralizuje, wbija szpilę krytyki co do tego, czy i w jaki sposób człowiek powinien, albo nie powinien obnosić się ze swoją wiarą. Nie jest to jednak przekonanie, filmowe credo reżysera, lecz postawiona przez niego teza wyrażona w krzyżu głównej bohaterki.

Nad całością dzieła Brüggemanna unosi się duch, nie imitacja ducha, łaska wyrażona w powściągliwości – formalnej, ekspozycyjnej, narracyjnej, która z jednej strony ogranicza sam film, z drugiej stanowi wszechpotężne źródło inspiracji. Szczególne słowa uznania należy skierować w stronę autora zdjęć – Alexandra Sassa – który w sposób dogłębny potrafił oddać czystość kadrów, dopełniając tym samym filmowego rygoru narzuconego przez osobę reżysera. Strukturalnie film przywodzi na myśl inne dokonanie Brüggemanna, mowa tutaj o „Neun Szenen” (2006), tyle że w przypadku swojego najnowszego filmu robi to w sposób o niebo bardziej subtelny i skupiony – po prostu piękny.

ocena: 9/10 (rewelacyjny)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz