Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

sobota, 27 września 2014

L'enlèvement de Michel Houellebecq

Wiedza (nie)tajemna, czyli „Porwanie Michela Houellebecqa” Guillaume'a Niclouxa.

zarys fabuły: Punktem wyjścia filmu jest tajemnicze zaginięcie Houellebecqa w czasie trasy promocyjnej „Mapy i terytorium”, kiedy nie pojawił się na spotkaniach z belgijskimi czytelnikami.

„Porwanie Michela Houellebecqa” (2014), reż. Guillaume Nicloux
mini-recenzja: Guillaume’owi Niclouxa, reżyserowi i scenarzyście „Porwania Michela Houellebecqa”, z niebywałą łatwością przychodzi zacieranie granic pomiędzy tym, czego nie ma a tym, co jest; miesza ze sobą dokument i fikcję, dowcip i sarkazm, neurozy głównego bohatera Michela Houellebecqa z jego wściekle inteligentnymi, zabijającymi swoją kąśliwością półsłówkami. W „Porwaniu…” rola Houellebecqa przypadła samemu Houellebecqowi, co jest najciekawsze, i staje się clou całego – niosącego znamiona happeningu, stylizowanego na mockument – filmu Niclouxa. Czas spędzony z „Porwaniem…” na pewno nie będzie czasem straconym, choć sama tematyka nie jest na tyle nośna, aby mogła pozostać z odbiorcą na dłużej niż czas seansu – wyparuje z głowy widza zanim ten zdąży podnieść swoje siedzenie z fotela kinowego. Film bywa angażujący, i opiera swoją siłę na polemice między głównym bohaterem a jego trzema kidnaperami, braćmi polskiego pochodzenia i ich familią. Rozmowy bywają dowcipne, bywają miałkie, bywają wzniosłe, mniej lub bardziej wciągające, oparte na konstruktywnej wymianie myśli, ale i te pełne narzekania, przekory, które często przybierają formę ekwilibrystycznej szermierki słownej – pełnej zaangażowania, emocji, ale i niebywałej gracji. Najnowszy film twórcy poruszającego „La Religieuse” (2013), pokazywany podczas tegorocznego T-Mobile Nowe Horyzonty, w głównej mierze celuje w sztukę – jej naturę, wzloty i upadki, rozbieżności w jej postrzeganiu; w to, co oznacza dla przeciętnego Kowalskiego, w jaki sposób definiuje nas samych i życie w ogóle. I chociaż treści, które docierają do nas z ekranu nie wychodzą poza ramy wiedzy ogólnej, tematów zgranych na śmierć w innych, o kosmos bardziej wyrafinowanych filmach, ukazanych w sposób bardziej pojemny, jak chociażby w „Harmoniach Werckmeistera” (2000) Béli Tarra czy „Synekdosze, Nowy Jork” (2008) Charliego Kaufmana, to „Porwanie Michela Houellebecqa” nosi w sobie coś bardzo osobistego, podszytego zawoalowanym humorem, nienachlanie kuluarowego, niewymagającego od nas stawania na rzęsach i spinania się przy każdej, zabijającej nas natłokiem znaczeń, scenie. Obcowanie z najnowszym filmem Niclouxa jest jak dopijanie zawartości kieliszka po ciężkim dniu. Na swój sposób kojące uczucie – odwołując się do rzekomo ostatnich wypowiedzianych przez Immanuela Kanta słów, przytaczanych w „Porwaniu…” przez samego Houellebecqa – że „już wystarczy”.        

ocena: 7/10 (dobry)

1 komentarz:

  1. Podoba mi się to jak piszesz, więc oglądaj więcej i pisz więcej ;-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń