Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Before I Go to Sleep

Pokój 3050, Hefalumpy i bla-bla-bla, czyli „Zanim zasnę” Rowana Joffé.

zarys fabuły: Cierpiąca na amnezję kobieta budzi się każdego ranka, nie wiedząc kim jest, i próbuje odbudować wspomnienia przy pomocy dziennika, który przechowuje.

„Zanim zasnę” (2014), reż. Rowan Joffé


mini-recenzja: Główna bohaterka „Zanim zasnę” nazywa się Christine Lucas (Nicole Kidman). Ma 40 lat i cierpi na amnezję. Każdego dnia budzi się u boku nieznanego mężczyzny, nie pamiętając, kim jest i gdzie się znajduje. Wszyscy dookoła zdają się posiadać wiedzę na temat jej położenia – z wyjątkiem samej Christine; jest zagubiona, miota się między toksyczną miłością, żalem a nakręcającą się spiralą kłamstw i niewiedzy. Wahadło zaufania i nieufności skierowane ku Christine, oscylujące między niebezpiecznie rozdwojonym Benem-Mikiem Lucasem (Colin Firth), rzekomym mężem głównej bohaterki, tak naprawdę jej oprawcą, a terapeutą pro bono doktorem Nashem (Mark Strong), z każdą minutą filmu zagłębia się coraz bardziej w jej przeszłości, odkrywając drastyczne fakt-fałsze, na które nie jest gotowa. Co z tego wynika? Stosunkowo niewiele. Oczekiwania względem najnowszego filmu Joffé okazały się nazbyt wygórowane. Film jest po prostu słaby. Pomimo najszczerszych chęci i starań Colina Firtha, aby stworzyć postać z tajemnicą i chorobą psychiczną na powiekach; Marka Stronga, którego kreacja miałaby wzbudzać zaufanie, a co za tym idzie – stanowić przeciwwagę dla Mike’a-Bena, oraz Nicole Kidman truchlejącej ze strachu za każdym razem, kiedy zaskrzypią schody lub trzasną drzwi, „Zanim zasnę” wypada blado, wręcz anemicznie, nie spełnia pokładanych w nim nadziei, ugina się pod naporem scenariuszowych luk i steku bełkotliwych niedorzeczności. Każde słowo, które wypływa z ust bohaterów, jest jak beckettowska plama na ciszy i nicości. Joffé nie ma za grosz pomysłu, w jaki sposób opowiedzieć historię obrazem, więc zalewa widza potokiem bezpłodnych słów, które mają posłużyć za klucz do kolejno odhaczanych zwrotów akcji i poczynań bohaterów postawionych w takiej a nie innej sytuacji. Monotonia, monotonia, ani wizja, ani fonia. Brak scenariusza, brak pomysłu, brak wiary w inteligencję widza, finalnie kiepskie aktorstwo. To wszystko składa się na obraz zupełnie płaski, przeźroczysty, wręcz niewytłumaczalny… Ja nazywam się Bartosz Szarek. Mam 27 lat i nie cierpię na amnezję. Po piątkowej projekcji filmu Joffé mogę powiedzieć tylko jedno – a szkoda...

ocena: 2/10 (bardzo zły)

2 komentarze:

  1. Czy tylko dla mnie Kidman wydaje się być w każdym filmie niemal identyczna? Oczywiście mam na myśli grę aktorską... Od czasu "Innych" aż do 2014 roku kopiuje każdą swoją rolę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, dla mnie Kidman - aktorsko rzecz jasna - to taki Cage w spódnicy. Niemal każda jej kreacja to kopia kopii powielona po wielokroć. Od dłuższego czasu jakoś nie potrafi zaskoczyć, no cóż, może to wypadkowa niebywałego sukcesu. Jak mawiał Nikołaj Kolada: "Jeśli aktor zaczyna być zmanierowany, chodzi w białym szalu i gronostajach, to mnie jest smutno, bo z nim się już nic nie zrobi". Osobiście mam nadzieję, że z ciężkim przypadkiem "odtwórstwa scenicznego" pani Kidman da się jeszcze coś zrobić...

      Usuń