Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Atlas Chmur

WIECZNY POWRÓT 

“Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu.” – Marshall Berman 

Z pewnością Atlas chmur (2012) można okrzyknąć mianem jednej z najambitniejszych produkcji, jaka kiedykolwiek ujrzała światło dzienne. Świat krytyki filmowej dosłownie zawrzał; zaczęto mnożyć liczne interpretacje w kontekście tego monumentalnego dzieła – interpretacje, które miały na celu wyjaśnić niewyjaśnione; dlaczego to, co istnieje, istnieje i dlaczego to my jesteśmy tym właśnie, a nie innym istnieniem? Intelektualne opracowanie fundamentalnej zagadki bytu, wyzierające z filmu tandemu reżyserskiego Tom Tykwer, Lana Wachowski i Andy Wachowski domaga się interpretacji, ale czy potrzebnie? 

Atlas chmur

Atlas chmur nie jest filmem łatwym do zrecenzowania; jest tworem natury przedziwnej, jest jak Rosja w oczach Churchilla: „zagadką zawiniętą w tajemnicę pośrodku enigmy.” 

Oczywiście mógłbym przybliżyć fabułę Atlasu chmur, na którą składa się aż sześć przeplatających się ze sobą historii, rozgrywających się pomiędzy 1849 a 2346; mógłbym nadmienić, że ci sami aktorzy pojawiają się w różnych rolach, wcielając się w bohaterów odmiennych ras, płci, osadzonych w różnych czasoprzestrzeniach; niektórzy z nich nie są nawet istotami ludzkimi. Mógłbym rozpisać się na temat samego aktorstwa, jak również charakteryzacji, która w swojej wydajności jest na tyle skuteczna, że momentami nie miałem pojęcia, czy patrzę na Toma Hanksa, Halle Berry, Hugo Weavinga czy Jma Broadbenta. Mógłbym opisać to wszystko, tylko po co? Co by to wniosło do całości? 

Mógłbym jeszcze dodać, że każda z części jest niczym innym, jak reinterpretacją historii zawartej w części poprzedniej; znamiona na skórze głównych bohaterów, przesłanki nimi kierujące pojawiają się w każdym przedziale czasowym – odradzają się bez końca i od nowa. Świat napędzany jest przez te same siły, które każą ich sercu bić. Życie każdego z bohaterów nie należy do nich samych; od łona, aż po śmierć są złączeni z innymi osobami, a każdy zły czy też dobry uczynek określa ich przyszłość. Cykl ten będzie powtarzać się wciąż w tej samej postaci nieskończenie wiele razy, aż do końca czasu. 

Opus magnum zespołu Wachowscy-Tykwer jest dziełem śmiałym i na tyle wizjonerskim, że powinien zgromadzić sporą widownię – widownię, która jeszcze na długo po seansie rozważać będzie sens Atlasu chmur, proponując liczne teorie, mnożąc interpretację, dociekając sedna przedstawionej historii. Jednak każde rzeczowe podejście do analizy, interpretacji Atlasu chmur; określenie czym tak naprawdę jest ten film i co sobą stanowi jest zupełnie bezcelowe. To jak próba skonstruowania mechanicznej pomarańczy. 

Obcując z Atlasem chmur, należy porzucić próbę logicznego połączenia ze sobą poszczególnych segmentów fabularnych; wątków oraz bohaterów, i po prostu dać się porwać przedstawionej historii, w której tytułowe chmury nie przybierają postaci koni, statków, parowozów czy innych bzdur – są po prostu naturalnym procesem stawania się, zupełnie jak nasze życie, które nie jest ani właściwe ani niewłaściwe, nie jest ani dobre ani złe. Po prostu jest. 

Ocena: 8/10 (bardzo dobry)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz