Pod naporem fikcji, czyli „Ślepowidzenie” Eskila Vogta.
opis filmu: Wskutek niespodziewanej utraty wzroku Ingrid wraca do domu, gdzie mierzy się ze swoimi demonami.
Ślepowidzenie (2014), reż. Eskil Vogt |
recenzja: Ingrid wpatruje się w przestrzeń za oknem, wyobrażając sobie świat takim, jakim mógłby być. Wślizguje się, siada i obserwuje. Jest zdeterminowana. Zachowując umiejętność przywoływania obrazów z przeszłości buduje na poły fikcyjną narrację, którą postanawia wszczepić w namacalne jeszcze, niezatarte wspomnienia. Ta sztuczna, choć pełna przenikliwości ingerencja w reminiscencje i refleksje związane ze sferą wspomnień głównej bohaterki doprowadza nas do Einara (Marius Kolbenstvedt), pierwszej postaci-ofiary imaginarium Ingrid. Einara poznajemy jako uzależnionego od pornografii internetowej samotnika, który ewidentnie już uodporniony na lubieżne przyjemności płynące z sieci, posuwa się o krok dalej – zaczyna szpiegować niejaką Elin (Vera Vitali), mieszkającą naprzeciwko nauczycielkę samotnie wychowującą jednak-nie-syna – córkę. Ingrid co rusz nanosi „subtelne” poprawki na wszystko począwszy od drzew, kory drzew, załomów i sęków, ogórka z naciągniętą nań prezerwatywą, rasy psów i rasy psów, rasy psów, i rasy psów, rasy psów, i rasy psów poprzez topografię miasta, budynki miasta, jak i układ pomieszczeń w budynkach miasta aż po, właśnie, płeć dziecka; jako autorka ma do tego pełne prawo: przekreśla, by zmienić, a następnie nadpisać, tym samym popycha narrację do przodu. Zaczynamy powoli zagłębiać się w reguły rządzące quasi-wyimaginowanym światem Ingrid, podnosimy swoje „cztery litery” i zaczynamy iść prosto w kierunku głównej bohaterki. Kierujemy się na środek jej pokoju. Zaczynamy czuć dywan pod swoimi stopami, kładziemy się na nim. Tuż przed nią. Dajemy radę, i jak tylko wydaje nam się, że zaczynamy rozumieć motywacje nudnych jak flaki z olejem postaci z uniwersum protagonistki, i do czego ma to wszystko prowadzić, dostajemy sztychówką prosto w potylicę. Wpadamy twarzą w błotnistą maź; fabularny – skrupulatnie rozplanowany przez umysł Ingrid – twist, mający na celu poddać jej męża – Mortena (Henrik Rafaelsen) – próbie. Próba ta, polegająca na „wplątaniu” go w główną linię fabularną połamanej opowieści, tworzy ferment niebylejaki, bo podwojony, na linii Einar-Morten (podskórny), Morten-Elin (namacalny) jako walka o względy Elin (rozpatrując jej postać jako alter-ego samej protagonistki). Wspomnienia zderzone z bujną wyobraźnią Ingrid dyktują rytm Ślepowidzenia (Blind, 2014, E. Vogt) i dookreślają jej dualistyczny świat, w którym rzeczywistość zaczyna ustępować pod naporem fikcji.
Ręka w rękę z operatorem Thimiosem Bakatakisem Vogt idzie pod prąd utartych schematów portretowania ślepoty poprzez medium filmu, skupiając się na pojedynczych przedmiotach, ignorując tym samym takie oczywistości jak: zamazywanie krawędzi ekranu, zabawa kontrastem i światłocieniem, zbliżeniami z naciskiem na detale i makro-detale plus inne „zgrane” zabiegi mające na celu postawić widza w położeniu osoby ociemniałej. I tak obserwując poruszającą, przełamywaną subtelnym humorem, osobliwą odyseję Ingrid jako drogę do samoakceptacji, otrzymujemy niepozbawiony współczucia, choć pozbawiony pretensji obraz o radzeniu sobie z niepełnosprawnością. Ślepowidzenie stanowi również zmyślnie zakamuflowany komentarz o dyktacie „męskiego spojrzenia” w kinie oraz o tym, jak najgłębsze pragnienia wpływają na postrzeganie rzeczywistości. Jako bardziej erudycyjna wersja Przypadku Harolda Cricka (Stranger Than Fiction, 2006, M. Forster) najnowszy film Vogta operuje na dwóch płaszczyznach – rzeczywistej i tej fikcyjnej – a obserwowanie tego, w jaki sposób reżyser miesza jedno z drugim budzi najwyższy podziw. Ułuda stanowiąca trzon narracji stwarza jedyną w swoim rodzaju sposobność, aby uzyskać nie tyle namiastkę postrzegania świata zewnętrznego przez osobę ociemniałą, co przede wszystkim wgląd w jej życie wewnętrzne (w przypadku Ingrid o konotacjach dewiacyjnych i paranoicznych, złośliwych i perfidnych, bo opartych na chłodnej manipulacji). Vogtowi udała się sztuka wręcz niemożliwa; prześwietlić świat bohaterki oczami bohaterki, która nie widzi, bez powielania ogranych schematów, klisz i banałów, którymi karmiły nas zbliżone w wymowie produkcje nastawione jak nie na ukazanie trudu codzienności, to relacje z bliskimi i otoczeniem aż po przełamywanie barier – tych psychologicznych – z niemal całkowitym pominięciem sfery wyobraźni jako sposobu radzenia sobie z niepełnosprawnością.
Ślepowidzenie bierze pod lupę procesy poznawcze, i zderzając je z narracyjną mechaniką filmowego medium osiąga coś, czego próbowało wielu, lecz niewielu udało się osiągnąć – w pełni satysfakcjonujące i nowatorskie w wymowie innuendo; formę, jaką może przybrać życie osoby pozbawionej „widzenia”.
r e w e l a c y j n y
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz