Fungi-Fungus, czyli „Tam, gdzie rosną grzyby” Jasona Cortlunda i Julii Halperin
zarys fabuły: Lucien i Regina żyją ze sprzedaży grzybów nowojorskim restauracjom. Kiedy Regina zacznie poszukiwać stabilizacji, ich małżeństwo przejdzie kryzys.
„Tam, gdzie rosną grzyby” (2012), reż. Jason Cortlund i Julia Halperin |
„Ruszaj wędrowcze, w rejs niezwłocznie i szukaj, i znajdź.” – Walt Whitman
maxi-recenzja: Błogosławione żony, które dzielą obsesje mężów. Błogosławieni mężowie, których żony dzielnie trwają przy nich – w ich dziwności istnienia. Nieszczęśliwe żony, które próbują wiązać koniec z końcem, bez stałych dochodów, bez ubezpieczenia zdrowotnego, czy chociażby dwunastu złotych na paliwo do samochodu…
Lucien (Jason Cortlund) i Regina (Tiffany Esteb) to para po trzydziestce żyjąca ze zbieractwa i sprzedaży grzybów nowojorskim restauracjom. Regina jest osobą o łagodnym usposobieniu. Lucien to ponury, oschły perfekcjonista, który uważa usłużność swojej żony za jej psi obowiązek. Ton relacji między parą małżonków zostaje określony w jednej z początkowych scen, kiedy to Lucien w sposób bezceremonialny wytyka żonie nieznajomość grzybiarskiej materii. Zarówno Lucien, jak i Regina są ekspertami w dziedzinie kulinarnej; ich perfekcjonizm sprowadzony zostaje do ekstremum, a profanacją zdaję się być smakowanie czegokolwiek, co wychodziłoby spod noża ich kulinarnej maestrii.
„Tam, gdzie rosną grzyby” (2012) jest filmem bardziej o relacjach międzyludzkich, samostanowieniu, niż o grzybach, które tworzą jedynie tło dla opowiadanej historii. Jason Cortlund – wcielający się w rolę Luciena, scenarzysta i współreżyser filmu zarazem – dobitnie i niebywale przekonująco ukazuje rosnącą irytację głównej bohaterki postawą męża. Sytuacja miedzy małżonkami zaognia się, kiedy właściciel zaprzyjaźnionej restauracji proponuje Reginie pracę; w momencie kiedy przystaje ona na rzeczoną propozycję, Lucien interpretuje to jako przejaw nielojalności i wkrótce wyjeżdża.
Jedna z ciekawszych sekwencji scen w filmie to ta, w której podczas samotnej podróży w celach zarobkowych, zrozpaczonemu i spłukanemu Lucienowi (przygoda z Rosjanami w lasach New Jersey), trafia się fucha u pewnej neurotycznej pani z wyższych sfer April Garrison (Gabrielle Maisels). Pani życzy sobie wystawnego przyjęcia z niezliczoną ilością przystawek, dań, a nawet 47 homarów. Kiedy Lucien przedstawia jej paletę niezwykle wyrafinowanych przystawek i sosów, ta przekraczające wszelkie granice kobieta, i kulinarna ignorantka zarazem, zaczyna instruować Luciena, aby ten dodał do jednego z dań, cytuję: „odrobinę papryczki chili.” Ten incydent przelewa czarę goryczy, jednak gotująca się pod skórą Luciena wściekłość umyka uwadze wielkiej pani domu.
Wychodząc z kina – parafrazując Witkacego – człowiek powinien mieć wrażenie, że obudził się z jakiegoś dziwnego snu, w którym najpospolitsze nawet rzeczy miały dziwny, niezgłębiony urok, charakterystyczny dla marzeń sennych, nie dających się z niczym porównać. Cały film Cortlunda przepełniony jest właśnie takimi obrazami – obrazami z pogranicza snu i jawy, gdzie ujęcia zbierania grzybów, przygotowywania potraw; ukazanie w autentyczny, prawdziwy i uczciwy sposób pracy sprzężonej z pasją gotowania – to wszystko stanowi o prawdziwości przedstawionej historii, w której zupełnie prozaiczne czynności zostają wyniesione do miana dzieła sztuki.
„Tam, gdzie rosną grzyby” to bezkompromisowe ujęcie tematu relacji międzyludzkich; to film o związku dwóch osób, które nie zasługują na to, aby żyć ze sobą. Ale czy można sobie zasłużyć na drugą osobę? Pewnie nie, ale można – idąc tropem Whitmana – jej szukać po to, by znaleźć.
ocena: 7/10 (dobry)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz