Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

Testről és Lélekről

Życie jak sen, czyli „Dusza i ciało” Ildikó Enyedi.

opis filmu: Mária jest nowo przyjętą pracownicą działu kontroli mięsa w rzeźni, a Endre jej dyrektorem. Przypadkowo dowiadują się, że śnią identyczny sen, w którym są jeleniami.

Dusza i ciało (2017), reż. Ildikó Enyedi


recenzja: [Starszy mężczyzna poznaje nieco młodszą od siebie kobietę i wkrótce odkrywają, że śnią ten sam sen, w którym „randkują” nie jako ludzie, ale... jelenie; biegają wśród drzew, piją wodę ze strumienia, ocierają się o siebie... Wiem, brzmi to fatalnie i stanowi niechybną zapowiedź kom-romowego gniota z „dziczyzną” w tle. CIAŁO]

[Fakt, zdumienie dwójki zupełnie sobie obcych protagonistów musi być ogromne, jednak w miarę jak zaczynają zwierzać się przed sobą z kolejnych „odcinków” swoich świadomych śnień, staje się jasne, że ich „romans”, ten na płaszczyźnie metafizycznej, bo jedynie o takiej formie relacji w kontekście osamotnionych Márii (Alexandra Borbély) i Endre (Géza Morcsányi) może być mowa, to ich niemy krzyk, milcząca próba podkreślenia chęci bycia zauważonym – bezgłośne wołanie o pomoc, uwagę i miłość.

To, co można powiedzieć o laureacie Złotego Niedźwiedzia dla najlepszego filmu MFF w Berlinie 2017, Duszy i ciele (Testről és Lélekről, 2017), i tym, co wyróżnia jego twórcę na tle innych twórców, jest z jednej strony niecodzienny, zaskakujący i kompletnie zbijający z tropu koncept, z drugiej do granic ekwilibrystyczna żonglerka gatunkami. Enyedi zderza ze sobą kilka nieprzystających względem siebie konwencji – historii miłosnej, która historią miłosną nie jest, co najwyżej nostalgicznym antyromansem, surrealistyczno-operetkowy horror i absurdalną czarną komedię, finalnie psychodramę, w której nie ma miejsca na  improwizację – i na ich tle umieszcza zupełnie nieschematyczne, nietypowe i „połamane” postaci. Efekt jest wprost piorunujący. O ile ciąg dalszy całego ciągu zdarzeń, który połączył ze sobą i otwiera na siebie dwójkę introwertycznych bohaterów, kontrolerkę jakości w jednej z budapesztańskich rzeźni i jej nieco starszego zwierzchnika, jest stosunkowo łatwy do przewidzenia, o tyle psychologiczne subtelności, budowanie dramaturgii, bliska perfekcji metodyczność gry aktorskiej i niespieszna praca kamery, z której bije wprost anankastyczne przywiązanie do detalu i rozmiłowanie w niedopowiedzeniach, powodują, że nie sposób choćby na moment oderwać się od przedstawionej historii. 

A może zadziałał tu czysty sentymentalizm, gdyż w nowym obrazie twórczyni Mojego wieku XX (Az én XX. Századom, 1989) można doszukać się wielu analogii względem twórczości fabularnej naszego mistrza Kieślowskiego, choć bez aż takiej emfazy i dostojeństwa. Jednak o wielkości nie świadczy forma, ale duch, niezwykłe czucie czasu i miejsca, które w tym konkretnym przypadku staje się gwarantem prawdziwego, bo nieprzemijalnego dzieła sztuki. DUSZA] 

… i wtedy się obudziłem.

[Czyli starszy mężczyzna poznaje nieco młodszą od siebie kobietę i wspólnie odkrywają, że śnią ten sam sen, w którym spotykają się nie jako ludzie, ale jelenie. Biegają wśród drzew, piją wodę, ocierają się o siebie. DUSZA/CIAŁO]


r e w e l a c j a

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz