Search This Blog

Polecany post

Green Book

Na pewno, być może, czyli „Green Book” Petera Farrelly'ego.

L'enlèvement de Michel Houellebecq

Wiedza (nie)tajemna, czyli „Porwanie Michela Houellebecqa” Guillaume'a Niclouxa.

zarys fabuły: Punktem wyjścia filmu jest tajemnicze zaginięcie Houellebecqa w czasie trasy promocyjnej „Mapy i terytorium”, kiedy nie pojawił się na spotkaniach z belgijskimi czytelnikami.

„Porwanie Michela Houellebecqa” (2014), reż. Guillaume Nicloux
mini-recenzja: Guillaume’owi Niclouxa, reżyserowi i scenarzyście „Porwania Michela Houellebecqa”, z niebywałą łatwością przychodzi zacieranie granic pomiędzy tym, czego nie ma a tym, co jest; miesza ze sobą dokument i fikcję, dowcip i sarkazm, neurozy głównego bohatera Michela Houellebecqa z jego wściekle inteligentnymi, zabijającymi swoją kąśliwością półsłówkami. W „Porwaniu…” rola Houellebecqa przypadła samemu Houellebecqowi, co jest najciekawsze, i staje się clou całego – niosącego znamiona happeningu, stylizowanego na mockument – filmu Niclouxa. Czas spędzony z „Porwaniem…” na pewno nie będzie czasem straconym, choć sama tematyka nie jest na tyle nośna, aby mogła pozostać z odbiorcą na dłużej niż czas seansu – wyparuje z głowy widza zanim ten zdąży podnieść swoje siedzenie z fotela kinowego. Film bywa angażujący, i opiera swoją siłę na polemice między głównym bohaterem a jego trzema kidnaperami, braćmi polskiego pochodzenia i ich familią. Rozmowy bywają dowcipne, bywają miałkie, bywają wzniosłe, mniej lub bardziej wciągające, oparte na konstruktywnej wymianie myśli, ale i te pełne narzekania, przekory, które często przybierają formę ekwilibrystycznej szermierki słownej – pełnej zaangażowania, emocji, ale i niebywałej gracji. Najnowszy film twórcy poruszającego „La Religieuse” (2013), pokazywany podczas tegorocznego T-Mobile Nowe Horyzonty, w głównej mierze celuje w sztukę – jej naturę, wzloty i upadki, rozbieżności w jej postrzeganiu; w to, co oznacza dla przeciętnego Kowalskiego, w jaki sposób definiuje nas samych i życie w ogóle. I chociaż treści, które docierają do nas z ekranu nie wychodzą poza ramy wiedzy ogólnej, tematów zgranych na śmierć w innych, o kosmos bardziej wyrafinowanych filmach, ukazanych w sposób bardziej pojemny, jak chociażby w „Harmoniach Werckmeistera” (2000) Béli Tarra czy „Synekdosze, Nowy Jork” (2008) Charliego Kaufmana, to „Porwanie Michela Houellebecqa” nosi w sobie coś bardzo osobistego, podszytego zawoalowanym humorem, nienachlanie kuluarowego, niewymagającego od nas stawania na rzęsach i spinania się przy każdej, zabijającej nas natłokiem znaczeń, scenie. Obcowanie z najnowszym filmem Niclouxa jest jak dopijanie zawartości kieliszka po ciężkim dniu. Na swój sposób kojące uczucie – odwołując się do rzekomo ostatnich wypowiedzianych przez Immanuela Kanta słów, przytaczanych w „Porwaniu…” przez samego Houellebecqa – że „już wystarczy”.        

ocena: 7/10 (dobry)

1 komentarz:

  1. Podoba mi się to jak piszesz, więc oglądaj więcej i pisz więcej ;-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń